06.05.2021
Przełom kwietnia i maja to kulinarne zwycięstwo szparagów w Niemczech. I handlowe też. Jak pisałam wcześniej (klik), Niemcy zajmują czwarte miejsce w światowej produkcji szparagów, a zatem chłodna wiosna i wirusowybryki mogłyby dać się we znaki szparagowej potędze. Nic bardziej mylnego. Z przejrzanych artykułów wynika, że po chaosie coronawiosny 2020 szparagowcy poszli po rozum do głowy.
Po pierwsze nie zostawili sprawy do ostatniej chwili, tylko z odpowiednim wyprzedzeniem i bez paniki zorganizowali transport pracowników sezonowych. Po drugie, wyłożyli tysiące euro, by tymże pracownikom zapewnić podkręcone antygrypowe warunki pracy i zamieszkania. Przy okazji szparagi okazały się probierzem zamożności społeczeństw. Nie choroby bowiem, a stan portfela zdecydowały, że tego roku do Niemiec zjechało mniej Polaków, a więcej Rumunów*. To nie jedyny sygnał z RP, który sugeruje, że jest nam (materialnie) lepiej niż było. Ceny mieszkań w Polsce pofrunęły w górę do kwot, które budzą śmiech lub niedowierzanie, zwłaszcza gdy się sprawdza, po ile chodzą w tej chwili mieszkania w starym blokowym budownictwie. Widmo kolejnej napompowanej sztucznie bańki nie straszne jest jedynie bankom, ale to wiadomix, dla banku żaden nowo udzielony kredyt nie jest zły, zwłaszcza w czasach, gdy frankowicze pokazują kły i przy pomocy wyspecjalizowanych kancelarii przestają potulnie płacić zobowiązania sprzed ponad dekady.
A zatem tak jest w Polsce, w której także stopniowo rozluźnia się coronastres, maleje ilość zakażeń i wygląda na to, że drobnymi kroczkami wracamy do normalności. Tymczasem tuż obok, czyli w Niemczech, nadal trwa lock-down, a raczej, jak to tu pięknie nazwano, zaciągnięty hamulec bezpieczeństwa, który krępuje społeczeństwo, a już niekoniecznie wirusa. Pełne troski uwagi socjologów o kondycji ludzkiej w takiej warunkach zastąpiły ostatnio dobitne telewizyjne obrazy: pierwszomajowe zamieszki w Berlinie okazały się najgroźniejsze od lat. Pracę policji, by zapobiegać i chronić, niemiecka prasa oceniła miażdżąco (choć jak wiadomo, berlińska policja ma wręcz stuletnie doświadczenia w tym zakresie). Na ulicach tego najliczniejszego w UE miasta demonstrujący i chuligani porozpalali ogniska, poleciały kamienie i szkło. A najgorsze, proszę państwa, najgorsze, że wszystko bez maseczek!!
W tych warunkach aż prosiłaby się miła relaksująca kolacja przy świecach ze szparagiem w roli głównej. Koniecznie w jakiejś nastrojowej restauracji. Planuję taką od ponad roku, mam nawet w sąsiedztwie wskazaną przez tubylców najlepszą szparago- miejscówkę, niestety, ciągle nur zu mitnehmen, dziękuję ci, covid. Na wynos to sobie sama zrobię. A że świeży szparag to przywilej wiosny, nie ma na co czekać, poleciałam po ekskluzywne warzywko, w końcu kolację i świece mogę mieć o każdej porze roku, a taki Spargel prosto z pola tylko teraz.
Ekobudka kusząca świeżą zieleniną prosto z pobliskiego gospodarstwa już od kilku dni stoi w sąsiedztwie. Tradycyjnie szparagi podzielono na kilka grup, leżakują w kadziach okryte wilgotnymi ręcznikami i schłodzone lodem. Są i te zielone, i kremowobiałe, szczupłe i proste albo grubaśne i sękate, i te odpadowe, na krem. Cena wyraźnie wskazuje faworytów średnio grubych i najświeższych, znacząco skrzypiących przy pocieraniu. Na moją prośbę sprzedawczyni pakuje sześć sztuk do specjalnej tutki, waży i podaje cenę. Ale w mojej głowie trwa gonitwa myśli. Czy aby sześć będzie genug, wystarczające? Takie smaczne te szparagi… i tylko sześć…? Kurczę, muszę zajrzeć do tej torby, ile to właściwie będzie tych sześć tak po ludzku, na wizus i w gramach? Przechylam się w kierunku sprzedawczyni:
– Przepraszam, może mi pani pokazać te szparagi?
Kobieta zamiera. W ułamku sekundy staje się pomnikiem, z którego emanuje chłód i potępienie.
Matko święta, najwyraźniej uraziłam jej kupiecką godność. Może myśli, że podejrzewam ją o jakieś oszustwo? Szybko analizuję, co powiedziałam. Nie… Wypowiedziane zdanie było proste jak drut, nie było w nim miejsca na żadne niuanse. Ale najpewniejsza nadal pozostaje mowa ciała. Łapię jej spojrzenie i uśmiecham się szeroko:
– Bardzo panią przepraszam, po prostu tak dawno nie jadłam szparagów, że aż nie wiem, czy nie wzięłam za mało. W końcu, wie pani, czekałam na nie cały długi rok…
– No oczywiście – lodowa pokrywa kruszy się i opada ze sprzedawczyni wraz z ulgą, że nie oskarżyłam jej o szparagową malwersację – sześć sztuk to bardzo mało po tylu miesiącach – śmieje się, ja też i domawiam jeszcze jedną skrzypiącą garść.
– I wiosna też była bardzo chłodna, nie uważa pani?
– Nic dziwnego, że tak późno te szparagi…
– Może truskaweczki?
Może jednak nie. Truskaweczki nie, za to szparagi cud miód, dobrze, że wzięłam więcej. Ugotowane w słodko-słonej wodzie, w najprostszy ze znanych mi sposobów, smakowały wyśmienicie. Rozkoszowałam się każdym kremowym kawałeczkiem.
Na złość covidom, lockom, hamulcom i innym aberracjom, sezon na szparagi uważam za otwarty 😉 .
Tschuss!
*do tej pory dwie wiodące narodowości zbieraczy to Polacy i Ukraińcy.
Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.
Zamów książkę →