poniedziałek, 24 lutego 2020/130 dzień życia w Niemczech
W czasie, kiedy ja pakowałam walizki w Polsce, w niemieckim Hanau, dwadzieścia kilometrów od Frankfurtu, wydarzył się prawdziwy dramat. Uzbrojony mężczyzna, wytrenowany strzelec, wszedł do palarni sziszy i metodycznie, na zimno wystrzelał kilka osób (jak swego czasu Breivik na wyspie Utoya). Następnie wsiadł do samochodu i pojechał do kolejnego baru. Tam z równą premedytacją i w ten sam sposób zabił kolejnych ludzi.
Z czasem policja znalazła jego ciało i ciało jego matki w zajmowanym przez nich mieszkaniu. Wiadomo, że bywał tam też ojciec mordercy. O tym, co z nim, na razie nie podaje się do publicznej wiadomości.
Zabójca był człowiekiem niezrównoważonym psychicznie, który swoimi fobiami (mania prześladowcza i spiskowa) oraz nacjonalistycznymi poglądami („Niemcy dla Niemców”) dzielił się przez internetowe media społecznościowe. Publiczna telewizja przyjęła zasadę, że nie będzie ich dalej rozpowszechniać.
Ludzie, którzy zginęli lub zostali bardzo poważnie ranni, to w większości muzułmanie.
Tę straszną historię przekazały media na całym świecie, być może nie tak szczegółowo, jak w tej chwili dzieje się to w Niemczech. Dla Niemców to wydarzenie w swej wymowie jest tak tragiczne jak w Polsce zabójstwo prezydenta Gdańska, pana Adamowicza.
Mieszkając tutaj, jestem blisko i lokalnych mediów, i tego, jak tutejsze władze i zwykli ludzie reagują na ten dramat. I dlatego, nie wchodząc w szczegóły samej zbrodni, którymi bez wątpienia będą epatować jeszcze europejskie telewizje i prasa, chcę się z Wami podzielić tym, czego nie powiedzą, bo jest za mało krwawe. A ja uważam, że jest bardzo ważne, ponieważ pokazuje, jak w takiej sytuacji działa i reaguje niemieckie społeczeństwo i to na różnych poziomach.
Dla ułatwienia zawarłam treść w punktach, ale ich kolejność ma umiarkowane znaczenie:
1. władze Hanau, miasta braci Grimm (pisałam o tym tutaj), do 19 lutego spokojnego i nawet tym spokojem nudnego miasta wielkości Legnicy, o ciekawej tkance historycznej, do tej pory wręcz szczyciły się tym, jak udany jest proces integracji kulturowej i społecznej obywateli (= ludności napływowej z rdzennymi mieszkańcami). Uważali, że przebiega przynajmniej wzorcowo. W ostatnio udzielonych wywiadach załamany burmistrz miasta, Claus Kamiński, zadaje sobie pytanie, jak to, co się wydarzyło, mogło wydarzyć się właśnie w jego mieście.
2. ostatnie lata to dla Niemców lata doświadczania aktów przemocy tego rodzaju. Wystarczy wymienić choćby zamach w synagodze w Halle (zginęły dwie osoby) czy zabójstwo Waltera Luebckego, polityka chadeckiej CDU, zastrzelonego na tarasie własnego domu, prawdopodobnie za swe postulaty pomocy migrantom. W dyskusji, jaka rozgorzała na nowo, pojawiają się dwa wątki. Pierwszy to atak na media społecznościowe, które okazały się kanałem komunikacji dla narodowców i w finale doprowadziły do ponurej realizacji sączonych haseł w rzeczywistości. Drugi, już słabszy i związany z Hanau, to pytanie, w jaki sposób ewidentnie chory człowiek miał dostęp do broni i treningów z jej użyciem.
3. od momentu tragedii do teraz władze Hesji dokładają starań, by muzułmanie mieszkający na terenie landu czuli się bezpiecznie.
4. w szkole Juniorki decyzją dyrekcji w piątek uczczono pamięć ofiar minutą ciszy. Nauczyciele wyjaśniali uczniom, że morderca był osobą chorą na umyśle i że zarówno dzieci, jak i ich rodzice, nie mają się czego obawiać (klasa INTENSIVE mojej córki w przeważającej liczbie składa się z muzułmańskich dzieci. „Mamo – powiedziała Juniorka – Leiba się boi”).
Punkt piaty i kolejne to punkty do myślenia. Nie odważę się narzucać interpretacji, ale uważam, że w ogólnej dyskusji te punkty powinny się znaleźć:
5. kilkanaście dni temu z kandydowania na urząd kanclerza zrezygnowała AKK (Annegret Kramp-Karrenbauer). To oznacza wielką niewiadomą, kto będzie piastował to stanowisko w przyszłości. Odnoszę wrażenie, że ten fakt umknął uwadze polskich mediów, a niedobrze, bo w sumie od tego, kim będzie ten człowiek, zależą polskie dalsze relacje z potężnym niemieckim sąsiadem. Już dzisiaj mówi się, że polityka Angeli Merkel zakończy się równo z jej abdykacją. A CDU, by rządzić, musi wybrać koalicjantów. Na stole zostali Zieloni i Lewica, ponieważ z niemiecką skrajną prawicą CDU nie chce mieć nic wspólnego. Nie chce, a przecież Alternatywa dla Niemiec jest dzisiaj trzecią siłą w Bundestagu. Ta siła to sygnał, że coś się dzieje w Niemczech, czego można nie chcieć dostrzegać i z/o czym można nie chcieć dyskutować. Ale co samo z tego powodu nie zniknie.
6. Silna i ciekawa osobowość, Anda Rottenberg, spisała swego czasu „Berlińską depresję” (Wydawnictwo Krytyka Polityczna, 2018), czyli dzienniki będące zapisem jej niedawnego rocznego pobytu w Berlinie. I to właśnie w tej książce pani Rottenberg kilkakrotnie wraca do wyczuwanej przez nią, tętniącej gdzieś w społecznych czeluściach, powracającej fali niemieckiego faszyzmu. Rok temu wydawało mi się, że te lęki to prywatne upiory autorki. Okazały się realniejsze i bardziej przerażające niż mogłabym się spodziewać (vide: rozbicie neonazistowskiej grupy terrorystycznej (dwa tygodnie temu!) planującej ataki na polityków, imigrantów i muzułmanów; uwaga: ta grupa działała na terenie landów, na których lub w sąsiedztwie których doszło do zamachów (Dolnej Saksonii, Saksonii-Anhalt, Bawarii oraz Nadrenii Północnej Westfalii) – więcej tutaj:
Swoją drogą bardzo zachęcam do lektury „Depresji…” tych wszystkich, którzy chcą zrozumieć Niemcy. To kolejna część procesu poznawczego, prowadzona z perspektywy wrażliwej i inteligentnej autorki. Polecam!
7. W tym narodzie, z zewnątrz tak bardzo poprawnym politycznie, że wydaje się to aż niewiarygodne, zdarzają się głosy, nazwijmy to, zachęcające do dyskusji, także ze strony osób rozpoznawanych i – wydawałoby się – neutralnych poglądowo. W biografii Dirka Rossmanna znajdziemy zdanie, w którym ostrożnie kwestionuje on słuszność takiego otwarcia kraju dla imigrantów, jakie wprowadziła pani Merkel. Obawiając się o utrzymanie tożsamości narodowej, pisze: „Odrzucam wszelkie formy populizmu, wrogości wobec obcych i wykluczenia. Przesunięcia polityczne w Niemczech budzą mój wielki niepokój, ale w demokracji trzeba otwarcie, bez lęku nazywać problemy. Dotyczy to też polityki wobec migrantów (…). Istnieje wiele powodów humanitarnych, żeby przyjmować tych ludzi, ale to zagraża istniejącym relacjom społecznym w naszym kraju.”*
Tschuss!
*Dirk Rossmann, I wtedy wspiąłem się na drzewo…, Wydawnictwo Znak, Kraków 2019, s. 261-262.
Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.
Zamów książkę →
Karola,
tak właśnie Wyborcza komentowała wycofanie się AKK:
„Annegrett Kramp-Karrenbauer brakowało charyzmy i siły przebicia, by zastąpić Angelę Merkel. Gdy po skandalu z głosowaniem CDU ramię w ramię z AfD w Turyngii stało się to jasne, kanclerz postanowiła ją zatopić.”
A widząc zabawkową politykę w ohydnym wydaniu w wiadomej RO to strach myśleć co się dzieje wyżej. I znów kilku chłopców pokłóci się o zabawki, ktoś strzeli focha i potem będzie już za późno na myślenie. Niestety niektórym nadal się wydaje, że wojna to jest taka super przygoda i można zostać bohaterem i jest świetnie.
Asiu,
dzięki za komentarz.
Ten brak charyzmy strasznie było widać, niestety. Ale pani Merkel też nie od razu była lwicą politycznych salonów. Bardzo zyskała z czasem pełnienia swojej funkcji. Lata praktyki. Być może AKK skreślono za szybko. Być może nie wsparto jej odpowiednio. Za dwadzieścia lat poczytamy o tym w czyichś pamiętnikach. „Szczerze”/”Dobrze”/”Pięknie” (pewnie takie będą tytuły 😉 )
To, że ona zrezygnowała, to może być plus (nie ma obsesji władzy) ale i minus (nie jest wystarczająco twarda, żeby poradzić sobie z buntownikami).
A teraz ciekawe kto będzie po niej. Niestety nie tylko dla Niemców ciekawe, ale i dla nas.