25.06.2023
Kiedy Fryderyk Wilhelm III zdecydował się na bezprecedensowe przeniesienie szczątków żony z berlińskiej katedry do Charlottenburga, prace nad projektem mauzoleum powierzył sprawdzonemu architektowi, Heinrichowi Gentzowi. Gentz nadał kaplicy typowe dla epoki (i natenczas modne) rysy antycznej świątyni, zgodnie z życzeniem władcy skrytej na końcu jodłowej alei. I tu mogłabym zakończyć całą opowieść, gdyby nie fakt, że w kilku opracowaniach obok nazwiska Gentza jako architekta wymienia się także Karla Friedricha Schinkla. Połączenie romantycznej historii Luizy z nazwiskiem mojego ulubionego pruskiego budowniczego wydawało się zbyt piękne, żeby było możliwe. By dociec prawdy, zaczęłam szperać w materiałach.
I ta prawda okazała fascynująca.
A było tak… Rzeczywiście, to Gentz otrzymał zlecenie, a Schinkel przedstawił w Pruskiej Akademii projekt alternatywny. I w dodatku arcyciekawy sam w sobie, bo zakładający nawiązanie do gotyku, który berliński architekt promował jako narodowy styl odradzających się, wielkich i dumnych ze swej tożsamości Prus. Luiza, traktowana jak męczennica, ofiara zmagań Prus z Napoleonem, strażniczka pokrzywdzonych krwawą wojną z Francją, miała spoczywać na katafalku jak we śnie, w otoczeniu trzech uśmiechniętych aniołów.
Schinkel od razu zakładał, że sarkofag nie tyle ma być miejscem odosobnienia, wyrazem smutku i tęsknoty, a narodowym symbolem, dostępnym dla zwiedzających, w którym wierni poddani oddają hołd pięknej i mądrej władczyni. Opis towarzyszący szkicom nie pozostawia wątpliwości: czerwone szyby licznych ostrołukowych okien wpuszczają światło pod takim kątem, by centralnie umieszczoną postać Luizy otaczał ciepły blask koloru wschodzącego słońca. Aby aureolę świętości nadchodzący pielgrzymi widzieli już z daleka, Schinkel kilkoma drobnymi stopniami wyniósł budynek nad poziom wiodącej do niego alei, a wejście zaprojektował w formie szeroko otwartego trzyczęściowego gotycyzującego portalu. Choć związana ze śmiercią, całość z założenia była pogodna i przyjazna. Jak sam pisał, każdy powinien się tu czuć dobrze, a sam grób miał dla obywateli stanowić źródło nadziei i pocieszenia po katastrofalnej klęsce w starciu z Napoleonem.
Wizualizacja projektu potwierdza geniusz budowniczego: nie kopiując żadnej z istniejących budowli, łącząc gotycką lekką konstrukcję z własnymi autorskimi pomysłami, Schinkel zaproponował nowatorskie architektoniczno – PR-owe rozwiązanie. Wydaje się, że ponownie w charakterystyczny dla siebie sposób odnalazł estetyczny środek między tradycją i nowoczesnością. Środek, którego celem była precyzyjnie zdefiniowana patriotyczna funkcja.
Wydaje się, ponieważ, niestety, nie było szans na realizację tej koncepcji. W prawdziwym Berlinie, wśród wiecznie zielonych jodeł parku Charlottenburg, stanęła klasyczna pogańsko-antyczna świątynia zmarłych, chłodna w swym majestacie i łagodna w klasycyzujących kolumnach. I dla mnie estetycznie nieco nudna, ale wiadomo: co kto lubi. Dla Gentza koniec prac okazał się podwójnym zamknięciem: zmarł w tym samym, 1811 roku, w wieku 45 lat.
Schinkel, przełknąwszy gorycz porażki, też jeszcze w 1811 roku przyjął zlecenie na upamiętnienie królowej na rynku w Gransee. Kto widział jego projekt mauzoleum, ten dojrzy w pomniku punkty wspólne. Ale nie ma czego porównywać. Statua w Gransee nawiązuje do idei katedry, ale traci na skali i na magii – pozbawiona żebrowego sklepienia i boniowanych kolumn świątyni pozostaje wyłącznie dotkliwym symbolem utraconej szansy.
Tschüss!
Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.
Zamów książkę →