czwartek, 16.04.2020/182 dzień życia w Niemczech
Osterhase, Wielkanocny Zając, który w tym roku przykicał pod Frankfurt, choć zgodnie z pierwotnym planem miał się zjawić w zachodniej Wielkopolsce, przyniósł małe co nieco naszej zmęczonej wirusem rodzince. Pomachał z oddali najbliższym, których w okienkach laptopa usadziliśmy przy świątecznym stole, i zniknął. Nic dziwnego, pandemia pandemią, a niemiecki Zając ma viel zu tun, pełne ręce łapki roboty, po tej stronie Odry jest równie tradycyjny jak święty Mikołaj w zupełnie inne święta. Niemieckie dzieci doskonale wiedzą, gdzie mieszka na stałe i piszą do niego listy na Skraj Lasu, Am Waldrand 12, 27404 Ostereistedt. Obciera więc biedak wąsy z Gruene Sousse, zielonego sosu (lokalne specialite, sos wielkanocny na bazie majonezu i śmietany, z dodatkiem siedmiu ziół) i leci kica dalej.
Cóż, nie będę ukrywać, mnie przyniósł w tym roku ukrytego w różowych kwiatach hortensji… mercedesa. Tego na zdjęciu poniżej:
Taaa, Zając pewnie czyta w moich myślach i stąd wiedział, że wśród opowieści Relokowanej znajdzie się historia pięknej Mercedes i jej zaradnego taty (klik). I niemieckiej marki, którą zna cały świat.
Więc żebym i ja wiedziała, co to znaczy mercedes, dostałam mercedesową Różę 😉
Od 2012 roku Mercedes-Benz sygnuje swoim logo również perfumy**. Ma zatem za sobą osiem lat na rynku zupełnie innym niż ten samochodowy, nieco ponad trzydzieści zapachów i stojących za nimi wielkich, bekannte, znanych, kreatorów takich jak Olivier Cresp, Michel Almairac czy Alberto Morillas. Te nazwiska to w świecie perfum odpowiednicy Daimlera, Maybacha i Benza w motosferze.
Rose, czyli Róża, którą otrzymałam w darze, jest bardzo nowoczesna w swej wymowie. Świeży, słodki i młody, głosi opis zapachu w firmowym sklepie Mercedesa. Trudno się nie zgodzić. Żadnych retro tonów, kwiatowa świeżość w otwarciu, potem mocne uderzenie cytrusów, ostatnia faza na mojej skórze trzyma się dziarsko dzięki cedrowi (czuć też piżmo). Zawartość jest przyjemna jak flakon, który tak dobrze trzyma się w dłoni (ergonomia!), jest energetycznie i wiosennie, srebrny wypolerowany korek odbija światło, a szkło mieni się przechodząc z różu w fuksję. Żadnych wonnych nostalgii, żadnych dymnych agarowych dramatów, nic skomplikowanego, tylko wiosna i aż wiosna, świetnie nosi się w temperaturze do 20 stopni, latem przez swą musującą cytrusowość też powinien być jak znalazł.
To nie jest zapach dla osób, które poszukują głębokich olfaktorycznych doznań. Ani dla miłośników perfumowych niszowców. Porównania do różowego Versace (Bright Crystal) są trafne. Brak danych dotyczących tego, kto dokładnie skonstruował Rose też nie wydaje się przypadkowy. Szału nie ma. Ale czy zawsze musi być szał? Jest róża, jest grejpfrut, jest wiosna. Kto lubi róże, róże nowoczesne i wibrująco energiczne, temu będzie z Rose po drodze. Dosłownie i w przenośni. Było nie było – mercedes 😉
(Tyle że to Das Beste jakby nie to. Ale też nie nichts*)
Tschüss!
*Das Beste oder nichts – najlepszy albo nic/żaden, slogan reklamowy marki Mercedes-Benz, więcej pisałam o nim tutaj.
**Dlaczego Mercedes postanowił mieć linię własnych perfum?
Kiedy wielkie firmy jubilerskie weszły na rynek ze swoimi zapachami (Boucheron, Lalique), było to podyktowane kłopotami finansowymi i próbą utrzymania się na rynku przez poszerzenie asortymentu. Ale Mercedes-Benz? Trudno orzec. Ponoć w sposób naturalny uzupełnia linie gadżetów z logo marki (kto zna przyczynę, proszę, niech napisze. Jestem bardzo ciekawa).
Ważne: zdjęcia auta i róży pobrałam z Pixabay. Foto perfum zrobiłam sama. Ta buteleczka jest moja, podobnie jak opinia, którą podzieliłam się powyżej. Nie czerpię żadnych korzyści z pisania o firmie Daimler-Benz ani o żadnym z jej produktów.
Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.
Zamów książkę →