krowa na zamku

czwartek, 28.05.2020/224 dzień życia w Niemczech

Cowriosity, Jürgen Görtz

Jeszcze przez moment pobędziemy w Heidelbergu. A dokładniej, w parku zamkowym, w tej jego części, z której rozpościera się fenomenalny widok na dolinę Neckaru i Stare Miasto (więcej o Heidelbergu: tutaj). To cudne miejsce. Przyciąga jak magnes. Stara zieleń parku krajobrazowego, przemyślanie wpisane w nią balustrady, schody prowadzące w kolejne zakamarki… Na trawie i na ławkach moc ludzi, ale nikt nikomu nie przeszkadza. Na jednym kocu para i wino, na innym książki. Co kto lubi. No właśnie. Co kto lubi. Czyli dzisiaj o pomyśle na sztukę w Niemczech (na przykładzie krowy na zamku 😉 ) .

A zatem idziesz sobie tym szacownym parkiem, drogi Czytelniku, w oczach ci migocze turkusowy Neckar, gotycko-renesansowa bryła zamku rzuca historyczny cień, klasycyzujące balustrady oddzielają cię od stromizny, którą przed chwilą w pocie czoła pokonałeś, by widzieć to wszystko, spokojnie rzucasz spojrzeniem tu i ówdzie, i owo zrelaksowane spojrzenie pada znienacka na coś, co sprawia, że jeży ci się włos na głowie.

Dosłownie.

Ja wiem, że w dzisiejszych czasach nie to ładne, co ładne, a to, co się komu podoba. I OK. Niemniej ostrzegam śmiałków, którzy tak jak ja, zechcą odpocząć na tarasie z widokiem na Heidelberg w dole.

Taras, podobnie jak wiodące do niego alejki, wypełnione są współczesną rzeźbą. Taką naprawdę baaaardzo współczesną. Wielko- i trójwymiarowym skrzyżowaniem późnego Picassa z najciemniejszymi wyobrażeniami artysty parademiurga z „Kiedy byłem dziełem sztuki” Schmitta.
Same alegorie i metafory. Stal i aluminium w kolorze.

Kontemplacyjny szok między nawiązującym do starożytności szkieletem zamku a współczesnością jest niemal namacalny. Może już sam wstrząs wywołuje artystyczny ferment i dlatego jest tak pożądany? W pięknym parku zabawa w „co autor miał na myśli” albo „jak zatytułowałbyś to, do czego się zbliżamy” jest bardzo przyjemna. Z drugiej, trzeciej i czwartej strony: w zasadzie co miałoby się znaleźć na wielkich trawnikach ogrodu? Nic? Czy szanowne w swym spatynowaniu rzeźby minionych stuleci?

Ten park pełen geometrycznych szalonych rzeźb jest dla mnie idealną ilustracją obserwowanego od lat niemieckiego podejścia do sztuki:

po pierwsze: sztuka jest dla wszystkich.
Więc udostępniamy ją w muzeach, ale i w parkach, na skwerach i ulicach.

Po drugie: sztuka jest częścią codziennego życia.
Dlatego mijasz ją w drodze po bułki i kupując hot-doga.

Po trzecie: dzisiaj jest dzisiaj, a wczoraj było wczoraj. Sztuka żyje tak, jak gromady ludzkie, które ją tworzą i które jej doświadczają. Nie ma co udawać, że rzeźba czy budynek został wybudowany wcześniej. Lepiej zaproponować coś, co jest na wskroś dzisiejsze, a na przykład nawiązuje. Gra niuansami.

I tak Niemcy stawiają nowoczesne fontanny w sąsiedztwie gotyckich kościołów, ultra nowoczesne przeszklone kamienice-plomby bezpośrednio przy tych z początku XX wieku i dekoracje na wielu rondach, które wcale tych dekoracji mieć by nie musiały.

A że w tym wszystkim sztuka jest też jak sensor, wiele współczesnych instalacji i projektów nawiązuje do tego, co aktualnie nurtuje zachodnioeuropejską część świata. I tak wspomniana krowa na zamku jest wizualizacją dylematu etycznego społeczeństw żyjących w dostatku: że los zwierząt hodowanych masowo przeczy humanitarnym hasłom, do których te społeczeństwa zazwyczaj bardzo lubią się odwoływać*. Krowa stoi na bańce mleka, której wypełnienie stało się celem i treścią jej życia. Wymiona ma karykaturalnie rozdęte, a przecież takie są też w rzeczywistości, zbyt ciężkie, by normalnie z nimi chodzić. Po co zresztą krowie chodzenie, zdecydowali genetycy majstrujący przy takim kodzie, by zwierzę przede wszystkim dawało mnóstwo mleka. To dlatego miejsca na kapslu wielkiej mlecznej bańki jest tak samo mało jak w hodowlanym boksie. Zwierzę jako część wielkiej przemysłowej maszyny – a w oczach ma zupełnie ludzkie szaleństwo. Kto wie, czy wylot w przestrzeń kosmiczną, choćby na takiej rakieto-bańce, nie byłby dla niej prawdziwą wolnością. Długi lot, nocne niebo i spokojne niebieskie pastwiska**.  

Tytuł rzeźby to gra słów oparta na kontaminacji, połączeniu: cow, z angielskiego: krowa i curiosity – najczęściej tłumaczone jako ciekawość, ale też ciekawostka czy osobliwość.  A zatem krowa, która przez ludzi stała się krowim monstrum, to w oczach artysty krowia osobliwość, a jeśli pójdziemy dalej tym tropem, to chyba krasobliwość (od krasula, stare polskie określenie na krowę + osobliwość.  Pomysł autorski, prawa do tłumaczenia niniejszym zastrzegam 😉 ).

„Krasobliwość” Görtza to zatem jeden z kolejnych powodów, by zajrzeć na parkowy taras widokowy w Heidelbergu. Uczciwie jednak ostrzegam: krowa to zaledwie level one zebranej tam artystycznej ekspresji. Metaforycznie i dosłownie: im głębiej w las park, tym więcej drzew rzeźb. Niby nie tylko dla koneserów, a przecież (z różnych przyczyn) łatwo ci, Czytelniku, z tą sztuką chyba nie będzie.
Za to na pewno nie będziesz się nudzić.

Tschuss!


*ta interpretacja podana jest na tablicy informacyjnej przy krowie.
**bardzo ciekawie i bardzo przenikliwie o przemysłowej hodowli zwierząt, kwestiach etyki i współczesnym stosunku człowieka do „braci mniejszych” pisze Yuval Noah Harari w „Homo Deus. Krótka historia jutra”. Polecam! (całość polecam, nie tylko rozdział o zwierzętach).


Ważne: zdjęcie „Krasobliwości” – autorskie.

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.