leżę i pachnę

niedziela, 24 listopada 2019/ 74 dzień życia w Niemczech

Lubię takie poranki. Wstałam sobie cichuteńko, cały dom jeszcze śpi, jest niedziela i ja, mój pies i moja właśnie zaparzona kawa, wszystko w tej ciszy, w idealnym współbycie. Na kolanach laptop, kolejny kupowany od lat według jednego jedynego kryterium: ma być piękny i mały. I taki właśnie jest. A zatem stukam sobie w klawiaturę, popijam kawkę, pachnę też nieźle (wczorajszy prezent od Męża), a zatem prawie jak w powiedzeniu, tyle że nie leżę, a półleżę na szezlongu (dziękuję ci, IKEO, za ten powrót do, wydawałoby się, archaicznego już mebla. On działa i wygrywa wszystkie konkursy na pracę w domu. Polecam!).

Ten cudowny poranek tylko pozornie jest taki leniwy. W rzeczywistości wytężam wszystkie komórki, by zadowalająco przygotować się do jutrzejszego niemieckiego. Zbliża się kolejna prezentacja, a z nią kolejne wyzwanie. Tym razem Pułkownikowa oczekuje, że przedstawimy artystę muzyka z naszego kraju. Ma być show, zdjęcia, utwory, parę słów biografii.

Przychodzi mi na myśl nasz wiodący produkt eksportowy. Dobrze ubrany, ciężko chory w kwiecie wieku, rozrywany towarzysko, rozpoznawalny w pewnych kręgach, ze sporą ilością krążków na koncie.

Adam Darski! (pseudo Nergal)
(no nie, chyba nie myśleliście o Chopinie?)

Bądźmy uczciwi, sławę i pieniądze przyniósł Nergalowi wizerunek lidera zespołu black-death-metalowego Behemoth. Ale dopiero od kilku lat, odkąd pan Darski wychynął z artystycznego nomen omen podziemia, okazało się, jak wiele talentów posiada. Kompozytor, autor tekstów, multiinstrumentalista, wokalista, wszedł z Behemothem na listę Billboard 200 w Stanach (jako pierwszy zespół w historii polskiej muzyki rozrywkowej).

Przystojny, inteligentny, zadbany; moim zdaniem jeden z najlepiej ubranych Polaków w światku celebrity.  Wydawałoby się, idealny kandydat nowoczesnej polskiej sceny, żeby przedstawić go innym kulturom.

No to oddycham z ulgą, że tak fajnie, że wychodzę poza szopeny i straszne dwory,  i myślę, jaki by tu kawałek wideo dać dla zilustrowania, jak to się ładnie mówi, dorobku artystycznego pana Darskiego.

Może ten? Klikam w jeden z klipów. Krew tryska, krzyże się łamią, nagie biusty falują. Czachy i prawosławni (chyba) duchowni w szatańskich maskach.

Hmmmm…
To raczej nie będzie dobry przykład.
To klikam kolejny link.
I kolejny.
I jeszcze kolejny.
Taaaaa.

To niesamowite. Jednym klipem Nergala mogłabym obrazić wszystkich uczestników zajęć. Katolików (profanacja krzyża) i muzułmanów (nagie ciało kobiece), świeckie, ale wyemancypowane kobiety (sposób przedstawiania kobiety), niewyemancypowane wyznawczynie Allaha (też sposób przedstawiania kobiety), ortodoksyjnych kryptoneandertalskich mężczyzn wszystkich wyznań (w obronie czci kobiet oglądających to video), prawosławnych (popi w maskach), grekokatolików (świątynia w klipie) i oczywiście Pułkownikową, że przyniosłam to zarzewie konfliktu na zajęcia. Pojednałabym świat w sprzeciwie przeciw temu aktowi, było nie było, jednak sztuki.

Hmmmmm.

Może jednak powinnam zmienić bohatera wykładu.


Casting na mojego polskiego artystę finalnie wygrywa Jan A.P. Kaczmarek. Dostał Oscara za muzykę do „Marzyciela”.  Bardzo amerykańskie kino o tym, jak narodził się „Piotruś Pan”. I że wystarczy uwierzyć.
No trudno, że kompozytor wywiózł TransAtlantyk z Poznania do Łodzi i złamał mi tym serce. Nawet taki jakoś bardziej pasuje do klimatu jutrzejszych zajęć. Żadnego podziemia. Żadnych poprzewracanych krzyży i dziewiątek.

Zwykłe piekiełko Hollywood.
Ale to znamy wszyscy.

Tschuss!

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.