Lorelei czeka

czwartek, 04.06.2020/231 dzień życia w Niemczech

Chociaż trudno w to uwierzyć, boska Marilyn na zdjęciu to także Lorelei, a dokładniej Lorelei Lee w hollywoodzkiej komedii „Mężczyźni wolą blondynki” z 1953 roku, czyli symbol tego, co globalizacja czyni z lokalnymi mitami 😉 .
Dzisiaj o Lorelei, piękności na zawsze związanej z Renem. Zapraszam.

Ren jest jedną z najdłuższych rzek w Europie (1233 km) i jedną z najważniejszych w Niemczech (tu zresztą spędza najwięcej czasu i kilometrów: 865 km). Płynie przez cztery kraje: Szwajcarię, Austrię, Niemcy i Holandię, a jego kilkudziesięciokilometrowy środkowy przebieg (od Bingen do Koblenz), tzw. przełom Renu należy do najpiękniejszych miejsc w Europie. Aby zrozumieć ten fenomen – wytężcie wyobraźnię (lub spójrzcie na zdjęcie poniżej): szeroka wstęga zielono-niebieskiego Renu, po obu jej stronach piętrzą się Reńskie Góry Łupkowe porośnięte lasami i winnicami, na co drugim stromym zboczu gnieździ się średniowieczny zamek*.  Urok tego miejsca już od XIX wieku inspirował romantycznych poetów i to ich zachwyt ujęty w strofy wypromował Ren i jego legendy w ówczesnej Europie. Tak rozpoczęła się moda na przełom Renu. Minęły wieki, a zachwyt nie zmalał, co potwierdziło UNESCO oficjalnie wprowadzając Dolinę Środkowego Renu na salony, czyli na swoją listę światowego dziedzictwa.

Takich miejsc i takich widoków jest tutaj więcej. Każdy zakręt rzeki to kolejna wizualna uczta. Na odcinku kilkudziesięciu kilometrów nieustający zachwyt staje się normą. Ponadto, jest coś kojącego i w tym krajobrazie, i w powietrzu. Brzmi niewiarygodnie? Sprawdźcie sami 😉 . Byłam tam wczoraj, chcę wrócić… natychmiast!

Mogłabym naturalnie skupić się teraz na historycznej roli Renu, w tym na przykład na nieustannym konflikcie Niemców z Francją, która uważała Ren za jedną ze swych naturalnych granic, a z kolei Niemcy odwoływały się do obszarów niemieckojęzycznych jeszcze po lewej stronie rzeki – ten spór w rzeczywistości zakończył się całkiem niedawno i dopiero dzięki strukturom UE. Mogłabym też opowiedzieć co nieco o gospodarczej roli rzeki jako drogi od stuleci służącej transportowaniu wszystkiego (dla zabezpieczenia jej stanu już w 1815 roku cztery kraje, przez które płynie Ren, założyły stowarzyszenie regulujące opłaty i zasady korzystania**). Ale w tych pięknych okolicznościach przyrody skupię się przede wszystkim na legendzie.

Na zdjęciu powyżej ładnie widać, jak właśnie w tym miejscu Ren z szerokiej, leniwie toczącej swe wody nizinnej rzeki, raptownie skręca i zmienia się w wąski przesmyk. Nagle ta sama ilość wody, która wcześniej płynęła szeroką strugą, piętrzy się na szerokości o połowę mniejszej, na ostrym zakręcie pełnym wirów i katarakt. To miejsce przez wiele stuleci stanowiło niebezpieczną pułapkę dla szyprów i flisaków. A jak jest niebezpieczeństwo, to szuka się przyczyny. I tak szybko znaleziono winną. To Lorelei (to także nazwa łupkowej skały tuż nad nurtem rzeki).

Istnieją przynajmniej dwie wersje opowieści o Lorelei. Jedna to baśń o czarodziejce, która wraz ze swymi siedmioma córkami strzeże ukrytego w nurtach Renu skarbu Nibelungów. Gdy łódź zbliża się do skały, a kobiecy zespół strażniczy posłyszy flisacki śpiew, odpowiada przenikliwym krzykiem. Ten świdrujący głos zwodzi żeglarzy; zdezorientowani i przerażeni zatapiają łodzie i giną.

Alternatywna historia to nadal historia o czarodziejce, tym razem jednak obdarzonej (oprócz urody) intrygującym darem. Otóż na kogo nie spojrzy, ten musi jej ulec. Jedynym wyjątkiem okazał się ten, na którym naprawdę jej zależało. Ukochany miał na tyle siły, by ją opuścić, a zatem teraz Lorelei przeprowadza swoistą wendettę i mści się na innych. Nie opiera się jej nawet biskup. Zresztą to ten ostatni postanawia chronić świat przed zemstą zrozpaczonej kobiety i poleca trzem śmiałkom odtransportowanie biedaczki do klasztoru. Biskup wyraźnie ma nadzieję, że gdy czarodziejka zostanie zakonnicą, niebezpieczeństwo zniknie (a może chodziło o to, że w klasztorach żeńskich po prostu nie było mężczyzn 😉 ). Kiedy misja wydaje się niemal zakończona, a sukces gwarantowany, Lorelei prosi o możliwość spojrzenia po raz ostatni na zamek ukochanego. Rycerze naturalnie nie potrafią jej odmówić. Lorelei wspina się więc na wysoką skałę, z której widok ma być najlepszy. I – co za niespodzianka – zamiast pokornie rzucić okiem i dalej realizować męski biskupi scenariusz, sama rzuca się do Renu.

Pomnik Lorelei niedaleko skały, z której według legendy rzuciła się do wody.
Zdjęcie Autorki.

Pięknie o Lorelei śpiewa Halina Mlynkova: gdzie jest ten, co już kochać będzie tak do końca (…), gdzie są dłonie, co nie dadzą z żadnej skały spaść… Posłuchajcie koniecznie: klik. 

Słucham i myślę, że może jednak Howard Howks, reżyser kinowego hitu o mężczyznach i blondynkach, wcale się tak bardzo nie pomylił, gdy główną bohaterkę nazwał imieniem niemieckiej czarodziejki. Obie swą urodą wabiły mężczyzn i w (życiowym) finale każda miała swoją własną skałę. W 1962 roku Marilyn nie powstrzymał nikt przed zabójczym skokiem w fale nieskończonego snu. Dziś, gdy nowe fakty wychodzą na jaw, wszystko wskazuje na to, że te same męskie dłonie, na których ochronę tak liczyła, podpisały na nią barbituranowy wyrok.

Tschuss!

*mówi się, że spośród wszystkich państw Europy to Niemcy wydali najwięcej na renowację średniowiecznych zamków.
**pełna nazwa tej organizacji to Centralna Komisja Żeglugi na Renie (z siedzibą w Strasburgu).


Ważne: jeśli nie zaznaczono inaczej, zdjęcia do tego wpisu pochodzą z Pixabay.

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.