powinnam była powiedzieć

czwartek, 17 października 2019/40 dzień życia w Niemczech

Są takie dni, kiedy domofon dzwoni jak oszalały i bez przerwy biegam do drzwi odbierać paczki i listy. Paczki – ponieważ zamawiamy jednak sporo przedmiotów przez Internet i ta forma zakupów jest równie rozwinięta tutaj jak w Polsce. Listy – ponieważ w tym pięknym kraju Deutsche Post jest bogiem i nie mailem, nie gołębiem, a przez Deutsche Post dostajemy wszystkie pokwitowania, rachunki, wieści z urzędów i inne.

Bajer polega na tym, że w naszym budynku spryciarz architekt przewidział połączenie z domofonem przy drzwiach wejściowych, trzy piętra pode mną, a następnie, już na moim piętrze, wprowadził dodatkowe drzwi szklane, tuż przy wyjściu z windy, które prowadzą na taki jakby krużganek. I tym krużgankiem dociera się do mieszkań. Przy szklanych drzwiach nie ma już domofonu. A zatem, gdy poczta bądź kurier awizują się domofonem, wybiegam na rzeczony krużganek łapiąc po drodze własne klucze (na wypadek, gdyby drzwi do mieszkania się zatrzasnęły) i czekam na przesyłkę przy szklanych drzwiach.

Ta pułapka nie jest jedyną, jaka czeka na posłańca (jest coś na rzeczy z ciężką robotą w tym zawodzie, pamiętacie powiedzenie, że nie zabija się posłańca złej nowiny?). W Niemczech nikt nie podaje numerów mieszkań w spisie mieszkańców, na skrzynkach listowych ani na drzwiach. Działa wyłącznie nazwisko. Którego też nie ma na drzwiach. A zatem posłaniec kieruje się wyłącznie:
a) intuicją
b) doświadczeniem
c) informacją, jakiej udzielę przez domofon.

Powróćmy do posłańca. Jak się zapewne domyślacie wszystko zaczyna się od tej informacji. Której mam udzielić. Na szybko.  W obcym języku. Na dole jest hałas. Ulica. Samochody. Ludzie wchodzą i wychodzą. Głosy. Śmiechy. Słyszę wszystko, tylko nie to, co mówi do mnie ten człowiek. W zasadzie ledwo słyszę, że to listonosz. Albo kurier.

Z czasem nauczyłam się i elegancko mówię:
– Haaaallo? (charakterystyczne, przeciągnięte, jakby uśmiechnięte hallo. Bardzo niemieckie. Mówię je też na spacerze do napotkanych osób. Nawet/zwłaszcza obcych)
Następnie pada informacja, której i tak nie słyszę.
Szanse 50 na 50, czyli albo kurier, albo listonosz.

No to lecimy dalej z tym koksem. Mit dem Koks fahren. Teraz trzeba się popisać i powiedzieć, na które piętro. I zwykle mówiłam: Kommen Sie drin bitte. Drei Etage. Ale wczoraj, wczoraj dopadła mnie zmora nadmiaru informacji. Zastygłam z palcem na guziku domofonu. Jak to powiedzieć? Uczyli mnie w poniedziałek, że kommen drin to taki zwykły niemiecki, taki sprachende Deutsch, mówiony. A my, jako uczestnicy kursu mierzącego w poziom B2, powinniśmy używać no, takiego, nie bójmy się tego słowa, hoch Deutsch. Stoje więc przy domofonie i myślę, jakby to w tym hoch Deutsch powiedzieć, że pan ma iść na trzecie piętro. Hmm, a może: Ich bin oben. Kommen Sie bitte rauf? (jestem na górze, podejdź proszę). A może jednak proste Bitte in den dritten Stock? (proszę na trzecie piętro). Czy ewentualnie: Ich lade Sie in den dritten Stock ein? (zapraszam na trzecie piętro).

Zabija mnie ilość możliwości. Nie mówię nic. Czas minął, muszę biec do szklanych drzwi. Zdejmuję palec z guzika domofonu i wybiegam. Na podest wpełza zadyszany młody człowiek. Ma za sobą trzy piętra oglądania drzwi bez numerów czy nazwisk. Aparat ortodontyczny błyska mu na zębach. Ledwo dycha. On, aparat i ten list, który trzyma w ręce.
Patrzy na mnie z wyrzutem:
Sie sollten mir sagen … (powinna mi pani powiedzieć)  – z trudem wciąga powietrze – es ist der dritte Stock (że to trzecie piętro).

Odbieram paczkę. Entschuldigen (przepraszam) opracowałam do perfekcji. Daję pokaz przepraszania i uśmiecham się promiennie. Zwykle to działa. Jednak stalowe kurierowe zęby nie pojawiają się w odwzajemnionym wyszczerzeniu. I coś z tym entschuldigen chyba też jest nie tak, bo gość podejrzliwie mi się przygląda. 

A może nie mnie, tylko srebrnej windzie tuż obok mnie? Aufzug! Ostatkiem sił rzuca się do mikropomieszczenia, w którym – o czym ja wiem, a on za moment się przekona – niemiłosiernie się zapoci i być może ulegnie klaustrofobicznej panice. Ja, mój blok, mój niemiecki, wszyscy razem, alle zusammen, załatwimy kuriera.

Zasuwające się srebrne drzwi zamykają ten epizod.

Wracam do mieszkania i pod domofonem umieszczam małą ściągę: Komm drin. Dritte Stock. W wolnym przekładzie: właź na górę. Trzecie piętro.

Może mało hoch ten niemiecki, ale bardzo praktisch.


Tschuss!

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.