czwartek, 14 listopada 2019/ w Polsce
Jeżdżę sobie po moim polskim mieście i patrzę. Miło się patrzy. Jesień nadal cudna, choć już chłód i wiatr, ale na ulicach piękne Polki, barwnie ubrane, domy przyzwoite, samochody dobre. Przypomina mi się pytanie zaprzyjaźnionego Niemca, jak to jest, Karolina, że tu u was, bei euch, pensje niższe, koszty niemałe, a wszystko jak w Niemczech? No nie wszystko, chwalić Boga. I nie wszystkie pensje niższe.
Ale dziś nie o tym. A zatem jadę sobie i jadę, i nagle wpada mi w oczy wielki billboard. Czytałam o nim przed przyjazdem, bo mówią, że kontrowersyjny. Przyglądam się, światło na skrzyżowaniu się zmienia, ja nie ruszam, tylko patrzę. Chłonę. Pożeram wzrokiem. Żadna internetowa kopia nie oddaje tego, co me piękne oczy skanują w realu. Na wielkim plakacie kobieta, oczy rozmazane (pewnie płacze), biała (wyprasowana) bluzka koszulowa, siedzi biedna na podłodze, czarne szpilki na dalszym planie, a to, co się rzuca w oczy najbardziej, to jej piękne długie i smukłe nogi w obłędnych czarnych samonośnych pończochach. Patrzymy na nią jakoś spod męskiego ramienia, zaciśnięta pięść sugeruje, że albo już uderzył, albo uderzy. I obawiam się, że zapewne zgwałci, bo te nogi w tych pończochach prezentują się bardzo smakowicie. I można by się naprawdę przejąć, gdyby nie napis w bok od tej pełnej dramatyzmu (?) sceny: Walcz o siebie. Ja to zrobiłam. Karolina Piasecka. I jeszcze, a jakże, może Was to zaskoczy, Adrian kocha wszystkie kobiety.
To może lepiej, żeby nienawidził ten Adrian, co? Skoro tak ma wyglądać ta jego miłość…
Aj, żarty na bok.
Ten pan z pięścią to chyba jednak nie Adrian.
„Adrian” to firma produkująca rajstopy i od zawsze, a przynajmniej odkąd pamiętam, reklamująca się właśnie w ten sposób. Przynajmniej kontrowersyjnie.
A pani Piasecka to żona radnego PiS, maltretowana fizycznie przez męża. Też niezabawnie, co?
To co ona robi na reklamie rajstop?
Odreagowuje?
Zapisał jej to psychoanalityk?
Czyli, przez domniemanie, ten pan z pięścią to może rzeczony radny z PiS?
Wybaczcie frywolny ton. Po prostu ta kampania przekroczyła granice moich e(s)tetycznych możliwości. Temat ważny, temat bagatelizowany, temat na kampanię społeczną, a podany w ramach reklamy produktów z nylonu.
Migają mi w oczach adrianowe billboardy poprzednicy. Niektóre całkiem przypadły mi do gustu (trzy pokolenia kobiet, kobiety – amazonki, kobiety niepełnosprawne, oczywiście wszystkie w rajstopach), a inne zupełnie nie (ponętna wdowa oparta o nagrobek, białe paski ud w czarnych samonośkach, cytat z ks. Twardowskiego (sic!)) czy najmniejsza kobieta świata agitująca przeciw aborcji.
Nigdy nie kupiłam rajstop firmy „Adrian”. Ale za to zwróciłam uwagę na reklamę. Wygląda na to, że szefowa „Adriana” trzyma się maksymy Marylin Monroe: „Nieważne jak o tobie mówią, byleby mówili”. Można i tak.
I naturalnie mogłabym tu poświęcić sporo czasu i miejsca na rozważanie kompatybilności kontentu i formy, czyli dekorum oraz nawiązania do innych analogicznych pomysłów (w historii reklamy nie brakowało takich asów), ale po co. W sumie chodzi o dobry smak. O poczucie przyzwoitości. Lub jego brak.
I tak, od jakiegoś czasu, ilekroć patrzę na kolejne wypusty reklamowe firmy „Adrian”, przypomina mi się pewna anegdota: facetowi zmarła teściowa. Zdecydowano, że trzeba zamówić nekrolog. Gość idzie do gazety, spotyka się z człowiekiem od nekrologów. Ustalają cenę. Do siedmiu wyrazów jest za darmo, powyżej siedmiu trzeba płacić. Redaktor pyta o tekst. Facet recytuje:
– Zmarła Janina Kowalska.
– No, zostało panu jeszcze pięć słów.
– Niech będzie: z domu Malinowska.
– To jeszcze dwa…
Facet myśli. Po chwili dodaje:
– Sprzedam opla.
No właśnie. Jest billboard, jest temat, jest handel, jest szum, jest koszt, jest sprawa, jest reklama.
Sprzedam opla.
Adrian kocha wszystkie kobiety.
A najbardziej te, które kupują jego rajstopy.
Pa!
Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.
Zamów książkę →