zrób sobie spa (albo kurort)

środa, 01.04.2020/167 dzień życia w Niemczech

Dzisiaj wpis z serii Do It Yourself, zrób to sam, tym razem 10 sprawdzonych rad jak zrobić kurort światowej sławy 😉  (Bad Soden będzie wdzięcznym przykładem, choć tylko jednym z wielu).

Po pierwsze: góry. Z przyczyn związanych z tzw. świeżym powietrzem, a wcześniej, gdy świeże powietrze nie było towarem aż tak deficytowym, z tzw. innym powietrzem (zmiana środowiska, zmiana klimatu), warto, żebyś miał góry. Bad Soden – podobnie jak inne wczesne europejskie uzdrowiska – te góry ma (czyli Taunusa).

Po drugie: gorące źródła i minerały. Określenie „do wód” nie wzięło się znikąd. W czymś trzeba się kąpać, moczyć i okładać. W Bad Soden ponoć już Rzymianie korzystali z gorących źródeł termalnych. Ponadto były one zasolone – a sól, towar w średniowieczu równie luksusowy jak z czasem pobyt w spa, pozwoliły mieszkańcom żyć dostatnio z handlu. W owym czasie taki biznes mógł być jedynie, nomen omen, solą w oku innym (przypomnę, że przywilej wydobywania soli w Europie przez długie stulecia należał wyłącznie do władców) i sprawił, że w relacjach między Bad Soden a sąsiadującym z nim Frankfurtem pojawiły się pewne napięcia (napięcia to delikatna i dyplomatyczna omownia, za którą chowa się przykra prawda: po prostu frankfurtczycy chcieli mieć udział w zyskach sodeńczyków.  Udział w zyskach to też ładne sformułowanie, mówiąc wprost, Frankfurt chciał położyć łapę na nie swoich pieniądzach, brzydka sprawa).

Po trzecie: dyskretny urok (zamożnej) burżuazji, czyli dobra lokalizacja względem bogatych (i znudzonych albo przesiąkniętych spleenem) ośrodków miejskich. Taka miejscówka zapewnia stały kontakt z klientami, być może część z nich wykupi tu domy, a część wynajmie je na letnisko, spędzając w kurorcie wiele długich miesięcy.

Po czwarte: wymyśl i zbuduj kolej żelazną. To niesamowite jak postęp technologiczny zmienił świat w drugiej połowie XIX wieku. To wówczas świeżo oddawane połączenia kolejowe otwierały możliwości komunikacyjne wcześniej nieznane (bo w końcu ileż można się kołysać kolaską, w której jest i zimno, i kurz, albo skwar (i kurz), albo wilgoć (i kurz z tą wilgocią, czyli błoto). I zmiana koni. I nocleg w zajeździe. Jeden, drugi, czwarty (dopiero od niedawna filmowcy pokazują te podróże nieco bardziej dosadnie. Przyjrzyjcie się.) Pociągi sprawiły, że ludzie zaczęli naprawdę podróżować, w tym masowo odwiedzać miejsca takie jak kurorty.

Po piąte: znajdź medyczną potrzebę i przekonaj do niej lekarzy. Jednym z głównych powodów wyjazdów do wód była walka z chorobami, których dziewiętnastowieczna medycyna nie potrafiła leczyć. Słabo uzbrojeni medycy stawali wobec wirusów i bakterii, których rozpoznanie miało zająć kolejne dekady – a najpoważniejszym zagrożeniem była gruźlica. Na gruźlicę nie było lekarstwa. Ale chorzy i ich rodziny wydawali ostatnie pieniądze wierząc, że zmiana klimatu/ wysokości/ powietrza/ otoczenia pozwoli oddychać i łatwiej, i dłużej. A lekarze, nie znając innego remedium, wysyłali pacjentów tam, gdzie innych. Do wód. Z równą nadzieją, że jeśli to nie pomoże, to chociaż nie zaszkodzi.

Po szóste: koniecznie stwórz Kurpark i Kurhaus. I Badehaus, czyli łaźnie. Po parku, najczęściej w dominującym w tamtej epoce stylu angielskim, czyli park a’la naturalny las (bardzo umownie 😉 ), kuracjusze będą spacerować, spotykać się, pokazywać nowe kreacje i plotkować. Będą się inhalować i integrować. I jeszcze będą sączyć te bogate w dobra wody, po które przyjechali.

Badehaus w Bad Soden otoczony starym Kurpark

Po siódme: właśnie, wody. Koniecznie udostępnij źródełka, a jak masz za co, zmień je w architektoniczne cacuszka, a nie zwykłe wodociągowe ujęcia. Bad Soden króluje pod tym względem, jak dotąd jeszcze nigdzie indziej nie widziałam takiego cudnego Parku Źródeł (a z uwagą obserwuję uzdrowiska).

Po ósme: znajdź sobie patronkę. Albo ją stwórz. A najlepiej jedno i drugie. Bad Soden miało sporo szczęścia, ponieważ w XIX w. rozkochało w sobie księżną Pauline von Nassau, postać tragiczną, nieszczęśliwą w małżeństwie i bezkompromisową w kręgu rodzinnym, i przy tym wszystkim  niezwykle życzliwą dla mieszkańców miasta. Z czasem kurort (jak Pigmalion) wymyślił sobie Sodenię. To ta pani poniżej.

Sodenia w Parku Źródeł

Po dziewiąte: zadbaj o PR. Do nazwy koniecznie dodaj Bad lub Baden, od razu będzie wiadomo, na czym zarabiasz co oferujesz. Bad Soden przez stulecia nazywało się po prostu Soden (od sodu w bogatej w sól wodzie). W XIX wieku postanowiono to zmienić na fali rosnącego zainteresowania kurortami i tak narodziło się Bad Soden.

A jak PR to koniecznie celebryci i reklama szeptana. Dopilnuj, by wiedziano, że ostatnio był u ciebie nie kto inny, tylko sam dziennikarz Ludwig Börne (frankfurtczyk z urodzenia, paryżanin z wyboru), profesor i poeta Hoffmann von Fallersleben, kompozytor Felix Mendelssohn Bartholdy (ten od „Marsza Weselnego”), Piotr Czajkowski („Jezioro Łabędzie”, „Dziadek do orzechów” i inne), Iwan Turgieniew i Tołstoj. Nie zapomnij dodać, koniecznie w największym sekrecie, że ten ostatni oczywiście opisał twoje uzdrowisko w „Annie Kareninie”.  O wizycie państwa Bismarck i cesarza Wilhelma napiszą za ciebie gazety.

I wreszcie, po dziesiąte, the last but not the least, jako że nic nie trwa wiecznie, czas bywa nieubłagany, zmieniają się mody i potrzeby, a ponadto jak inni podlegasz światowym bańkom i kryzysom, nagle może się okazać, że z miejsca o światowej renomie jesteś zaledwie niewielkim niemieckim kurortem o świetlanej przeszłości. Wówczas pamiętaj o celebrowaniu namacalnych wspomnień najmodniejszymi akcentami. Postaw obok swojego pierwszego pensjonatu (1722 rok) odlotowy i abstrakcyjny dom jakiegoś rozpoznawanego w nowym czasie artysty, a najlepiej połącz obie budowle razem w jednej z najpiękniejszych części miasta. Niech będzie na bogato. Dostępne tylko dla wybranych. Ograniczenia wyzwalają wolę ich przekraczania. Niech wszyscy marzą, by tu zamieszkać. Lub choćby trochę pobyć.

Bad Soden zrobiło tak:

Mix starego z nowym, czyli pierwszy pensjonat w Bad Soden (1722) i …

Rozpoznajecie?

Macie rację. To kolejny dom Hunderwassera 😉 .  Ale o nim już w innym wpisie.


Tschuss!




Ważne: zdjęcia załączone do tekstu są autorstwa Juniorki i mojego.

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.