2020: rok bez Oktoberfest

piątek, 24.04.2020/190 dzień życia w Niemczech

Zanim przyjechałam do Hesji, nie zdawałam sobie sprawy z praktycznej wykładni federacji, jaką w istocie jest Republika Federalna Niemiec. Dziś, w trakcie regularnych spotkań premierów każdego z 16 landów z kanclerz Merkel, zaczynam rozumieć, jak bardzo ten system różni się od naszego. W przeciwieństwie do polskich województw, niemieckie kraje związkowe mają sporą autonomię ze swoimi przywódcami, swoimi ministrami i z własnymi lokalnymi rozporządzeniami. Zagrożenie wirusem wydobywa różnice między landami bardziej jaskrawo niż dni nudnej normy.

Doskonałym przykładem są maseczki, a raczej kwestia zasłaniania nosa i ust w przestrzeni publicznej. W Polsce przymus ich stosowania obowiązuje od ostatniego czwartku dla całego kraju i został nadany z Warszawy. W Niemczech decyzja (przynajmniej do tej pory) pozostaje po stronie landów. Przyglądam się heskim sąsiadom: kategoryczna (i największa oraz najlepiej rozwinięta gospodarczo) Bawaria pod rządami cholerycznego Markusa Soedera oczywiście nosi maski (i właśnie ogłosiła, że w tym roku Oktoberfest nie będzie, czyli jakby lokalny koniec świata). Badenia-Wirtemberga też się maseczkuje, ale przypomnę, że oba te landy miały od samego początku znacząco największą ilość osób zarażonych. W Hesji luz, nie ma obligo maseczek*.  Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest Hanau, którego burmistrz dmucha na zimne po wypadkach sprzed kilku tygodni (klik). Nawet maseczki są lepsze od kolejnych żółtych pasków z kanałów informacyjnych.

Te paski nie ominęły za to pechowego Ministerstwa Finansów w Wiesbaden. Jeszcze nie ucichła wrzawa po śmierci Thomasa Schaefera (pisałam o tym tutaj: klik), gdy dosłownie kilka dni temu media obiegła wiadomość o kolejnym samobójstwie. W tym samym biurze. W sieci zawrzało. Czy z finansami Hesji jest aż tak źle?!! Co za afera stoi za zgonami? A może… a może… – ciekawscy aż zastrzygli uszami – może to romans?? Oprócz nieznanej przyczyny wścibstwo podkręca jeszcze inna wielka niewiadoma. Nie podano bowiem personaliów nieboszczyka. Dzięki temu plotka nabrzmiewa i nabiera kolorów. Dam znać, jak pęknie.

W ubiegłym tygodniu pani kanclerz spotkała się z premierami landów, by ustalić dalsze kroki, w tym to, na co czekali wszyscy: politykę luzowania obostrzeń. Konferencja podsumowująca została zapowiedziana na 17.00 w środę. O tej godzinie zebrali się reporterzy i widzowie przed ekranami całego kraju.  Konferencja w czasach zarazy (te zdjęcia przejdą kiedyś do historii: w zasadzie pusta sala, kilka krzesełek, a między każdym Abstand, odstęp na 1,5 metra, kamery i stół dla prelegentów). Całe Niemcy wstrzymały oddech. O 17.15 pusto. 17.30 cisza. Po mniej więcej trzech kwadransach wszyscy w miarę inteligentni wyczuli, że obrady muszą być niełatwe, a kompromis trudny. Kiedy na podium pojawiła się kanclerz, jej kondycja była taka jak ten kompromis. Kiepska. Mamy Erfolg, sukces, powiedziała pani Merkel, a mowa jej politycznie wytrenowanego ciała z trudem nadążała za słowami. Choć ciągle jeszcze szczyt pandemii przed nami, drobnymi krokami wracamy do normalności. Klasy maturalne, klasy ostatnie w gimnazjach i w podstawówkach ostrożnie wracają do szkół. Maturzyści piszą matury (terminów nie zmieniono, egzaminy dojrzałości odbywają się zgodnie z planem zatwierdzonym jeszcze przed pandemią ). Handel: sklepy do 800 m2 można udostępniać klientom (do teraz nie wiem, jak wyszło finalne 800 z pierwotnego „do 400 m2”). Ale reszta, reszta, proszę państwa, bez zmian. Żadnych wyjazdów turystycznych. Żadnych restauracji (chyba że na wynos). Żadnych kafejek. Nadal szlus. Zostajecie w domach (jeśli zawodowo możecie). Bądźcie dzielni. Za dwa tygodnie sprawdzimy, jak się po tym wszystkim sprawy mają. I ewentualnie poluzujemy dalej.

Jak się zapewne domyślacie, burzy braw nie było. Jeśli dobrze odczytuję emocje tutejszych obywateli, to uczucie, które ogarnęło ich po expose, w Polsce nazywamy rozczarowaniem. Oczekiwano większej wolności. Choć przeważa strach, wielka jest też potrzeba powrotu do normalności. Każdy ma swoje powody, ale najważniejsze są te ekonomiczne. Cytując polskiego klasyka, żadnego przedsiębiorcy nie stać, żeby dokładał do interesu. Wielkie koło gospodarki ledwo zwolniło, a już ekonomiści straszą powracającym widmem Wielkiej Depresji sprzed wieku. Zdaniem znawców chłodna ręka tego upiora właśnie ściąga cugle światowego biznesu. Nic dziwnego, że przedsiębiorcy przebierają nogami, by wrócić do poprzedniej prędkości. W tym wyścigu gotowi są ryzykować wiele. Luzowanie ograniczeń odbywa się w całej Europie i z tego samego powodu. Ilość zakażeń maleje. Zupełnie jak ludzka cierpliwość. I zawartość wielu portfeli. Zapowiedzi, że jesień ma przynieść kolejną falę choroby, powodują szybsze bicie serca. To lęk. I przyrost adrenaliny. Przedsiębiorcy nie są z tych, którzy siedzą bezczynnie. Skoro i tak choroba jest nieunikniona, to na co czekamy?

Na mieście mówią, że wszystko to razem i tak sprzyja umocnieniu politycznej pozycji Angeli Merkel. Nie wiem. Jak Niemcy poradzą sobie z sytuacją, pokaże przyszłość. Z ostatniego kryzysu wyszły jako jedne z pierwszych i obronną ręką. Część zastosowanych wówczas kół ratunkowych wdrażają i dzisiaj (np.: Kurzarbeit**). Ścieżki mają przetarte. Jeszcze kilka dni temu działania pomocowe rządu oceniane były bardzo wysoko. Rezultatów doświadczą kolejne pokolenia. I jeszcze my.
Natomiast to, co w zasadzie wydaje się oczywistym, to fakt, że pomimo wcześniejszych planów czy sugestii, pani Merkel nie odda władzy do końca kadencji. W tych planach znaczenie miał przymiotnik. Wcześniejsze. Dziś czasy nie te. Parafrazując stare chińskie przysłowie: za ciekawe.

Tschuss! 


*W praktyce sporo osób nosi maski na zakupach już od kilku tygodni. Podobnie z żelazną konsekwencją utrzymywany jest zalecany dystans człowieka od człowieka. I w markecie, i na chodniku, i w lesie (lasy i parki pozostały otwarte, zalecano nawet indywidualne uprawianie sportów z zachowaniem wszystkich reguł bezpieczeństwa). 

**Kuzarbeit, po naszemu skrócony czas pracy, oznacza, że pracownicy pracują mniejszą ilość godzin niż jest to określone w umowie o pracę. Pracodawca płaci im wynagrodzenie za tę część + składki na ubezpieczenie społeczne. Reszta jest wypłacana przez agencję pracy, przy czym, to ważne (ponieważ pieniądze nie biorą się znikąd, zwykle rząd ściąga je wcześniej od nas w postaci podatków i/lub składek, vide polski ZUS), jest to świadczenie z tytułu ubezpieczenia na wypadek bezrobocia i regularnie opłaca je każdy zatrudniony w Niemczech. Kurzarbeit może być wprowadzony w firmach, które zmagają się z trudnościami z przyczyn ekonomicznych lub zdarzeń losowych i zwykle udzielany jest na rok. I z założeniem, że wkrótce firma wróci do normalnego czasu pracy. Bardzo ładnie wyjaśnia to zjawisko portal dojczland.info (żeby poczytać, kliknij tutaj)


Ważne: zdjęcie z bawarskim lwem zrozpaczonym ostatnim kuflem piwa (i najwyraźniej brakiem Oktoberfest w tym roku) pobrałam z Pixabay.

I jeszcze update: aktualnie maseczki obowiązują w całych Niemczech, ale przepisy nie są takie same we wszystkich landach. Na przykład w niektórych dotyczą wyłącznie komunikacji publicznej, a w innych także sklepów czy banków.

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.