co dalej?

12.01.2022

Za nami kolejny grudzień, przed nami kolejny styczeń, i kolejny luty, i kolejny rok, który zanim się jeszcze na dobre rozpędzi, jeszcze szybciej się skończy. W którym momencie mój własny czas tak strasznie przyspieszył? Otwieram pachnące nowością kalendarze i za moment je zamykam, wypełnione po brzegi. I odkładam na półkę. To specjalna półka, półka tego, co już za mną. Zapełnia się tymi kalendarzami coraz ciaśniej, a one zaczynają się piętrzyć i niebezpiecznie przechylać.

Ciągle jeszcze odpycham kuszącą opcję przerzucenia się wyłącznie na outlooka. On nie zajmuje miejsca na regale. Mami pozorną e-lekkością. Ale przecież brak papieru nie wpłynie ani na tempus, ani na jego bezlitosne fugit. Za to odbierze to wszystko, do czego lubię wracać po latach. Pocztówki pochowane między miesiącami. Zasuszone kwiaty. Stare bilety do kina. Listy świątecznych prezentów dla bliskich. Notatki na marginesach. I ważne daty, które, gdy zabraknie prądu lub pamięci, pozostaną bez celebracji. Bez chwili uwagi.

A zatem patrzę w ten nowy rok, w kolejny nowy i pachnący farbą drukarską terminarz, i kartkuję aż do drugiej połowy lipca. To tu. Starannie kaligrafuję literę po literze:

P O W R Ó T

D O 

P O L S K I.

W poprzednim kalendarzu, bliźniaczo podobnym do tego na 2022, porysowanym i poznaczonym, nie wpisałam nigdzie (a może powinnam), że rok 2021 miał być szansą na nasz normalny czas w Niemczech. Normalny, czyli bezkowidowy. Bez ograniczeń. To dlatego wczesną wiosną podjęliśmy decyzję, by po dwóch latach pobyt rozciągnąć na rok trzeci. Z nadzieją, że będzie z powrotem tak, jak było kiedyś. Ale dziś, gdy piąta fala nadciąga (albo już trwa, zależy jak i co kto liczy), trzecia dawka szczepień jest zalecana, a maski są normą, wiemy, że rok 2021 nadużył naszego zaufania i danej sobie szansy nie wykorzystał.

Skoro jest jak jest, to musimy się zastanowić, co z tym zrobić.
I już wiemy.

Czas do domu.

A zatem nadchodzące miesiące będą, drodzy Państwo, epilogiem naszego pobytu w Hesji.

Marzy nam się spokojny, ale jednak grand, finale. Zrobiliśmy już listę miejsc, do których chcemy jeszcze wpaść przed wyjazdem, i wydarzeń, w których chcielibyśmy wziąć udział. Niemniej efekt naszych zamierzeń jest nieznany, sterowany bezlikiem nieprzewidywalnych mutacji wirusa i równie nieprzewidywalnych reakcji rządów na owe mutacje, inflacjami i tarczami, ładami i bezładami, a także zwykłą figlarnością losu.

Dlatego nie będziemy teraz opowiadać o swoich planach, by nie rozśmieszyć zanadto ani Was, ani przysłowiowego pana Boga.

Za to cichuteńko wymruczymy pod nosem: coś tam chowamy w zanadrzu jeszcze przed wylotem na dobre. Ale szczegółów nie zdradzimy.
Na razie.


Tschüss!

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.