piątek, 25 października 2019/ 48 dzień życia w Niemczech
(kliknij proszę i posłuchaj, zanim przeczytasz dalej. Albo czytaj i słuchaj. Też przyjemnie.)
Moje niemieckie zaskoczenia są pozornie nieistotne. Żadnego końca świata nie będzie, cytując noblistkę. Po prostu świat się nieustannie zmienia, malutkimi kroczkami podreptuje w kierunku kiedyś niewyobrażalnym. Żadnych epokowych wstrząsów. Zamiast tego strumień zmian drążących skałę przeszłości. I teraźniejszości. No piękne zdanie mi się ukuło, ale o co chodzi, o co chodzi tym razem? Chodzi o:
Marlene.
Ale zacznijmy od początku…
… to było z jakiś tydzień temu. Na niemieckim z Pułkownikową. O Pułkownikowej innym razem, dziś wystarczy, gdy powiem, że to główna nauczycielka na moim kursie, to znaczy, z nią mamy najwięcej zajęć w tygodniu. Ma z trzydzieści pięć lat. Może czterdzieści. I jest zasadnicza. To chyba najlepsze słowo. Nie taka pani z elementarzem, co to, wiecie, Ala i As, i serce na dłoni, i nie martw się, że ci koniugacja nie wyszła, kochanie, ale raczej pułkownik armii. Żołnierzu, lesen sie bitte ten tekst, a jak już jesteś fertig, gotowy, to gut, odmaszerować. Pochwały są dla słabych, a prace domowe dla wszystkich.
No dobrze, wróćmy do zajęć. I na tych zajęciach, wiadomo, czytamy tekst, czyli czytankę, panowie na sali w miarę poruszeni, bo w czytance o pojazdach przyszłości jest. Tym samym przesuwamy się w miarę żwawo po inżynierskich i społecznych pomysłach na komunikację i tym sposobem dochodzimy do info, że w Lipsku ruszył program pod nazwą „Blaue Engel”. Rozkaz Polecenie Pułkownikowej: mamy powiedzieć, jakie jest nasze pierwsze skojarzenie z tym tytułem. O czymże on może być, ten program?
Sala milczy. Ja naturalnie nie. Marlene Dietrich, rzucam jak wyzwanie, choć wiadomo z kontekstu, że program w Lipsku może być wszystkim, tylko nie nawiązaniem do znanego filmu z roku 1930, który uczynił z Marleny międzynarodową sławę.
No tak… Sala nadal milczy. Pułkownikowa przygląda mi się z zainteresowaniem.
– No nie – mruczy – to raczej nie będzie o Marlene.
Wracamy do motoryzacji. Po kwadransie procesu myślowego Pułkownikowa podejmuje męską decyzję i zadaje sali trudne pytanie:
– Czy wiecie, kim była Marlene Dietrich?
Cisza. Echo jej słów stuka w kątach sali. Oczy (z) całego świata wpatrzone są w Pułkownikową. Nie, nikt nie wie.
– Karolina – Pułkownikowa wraca do mnie – czy możesz wyjaśnić, kim była Marlena Dietrich?
Jasne, że mogę. Podniosę tylko własną szczękę z podłogi, bo opadła bardzo nisko. Jak to? Nikt, nikt, N I K T oprócz mnie nie wie, kim była międzynarodowej sławy niemiecka gwiazda kina, autentyczna diwa, a po wojnie osławiona artystka objeżdżająca z recitalami cały świat?
I wyjaśniam. Mówię, kim była. Mówię, w czym grała. Mówię o jej związku z Remarquiem. Mówię o „Łuku Triumfalnym”, w którym wspomniany pisarz odbił jej prawdziwe ja w roli Joanny. Nabieram powietrza, by mówić dalej, ale Pułkownikowa przerywa:
– Super, dzięki. A może mogłabyś przygotować krótkie wystąpienie na ten temat? Kolejny poniedziałek, może być?
Może być, natürlich, że przygotuję.
Jak tylko się otrząsnę. No bo niby rozumiem, że na tym kursie starsze ode mnie są tylko drzewa za oknem, a i grupa nie jest, jakby to powiedzieli uczeni, jednorodna kulturowo, ale, kurczę pieczone, nie wiedzieć o Marlenie? Jeszcze rozumiem Maroko, Turcja, Syria, ale Europejczycy? Przecież obok mnie siedzi Włoch, obok Włocha Włoszka, za Włoszką Greczynka, kilka osób dalej Polka i gość z Albanii. No hello, spali na tych lekcjach historii czy jak?!
***
Spędzam weekend nad prezentacją. Wszystko auf Deutsch, to wymaga wysiłku. Ćwiczę mówienie na głos, by mój show nie był wyłącznie zbiorem odczytanych slajdów. Na występ mam kilkanaście minut, trzeba być zdyscyplinowanym.
W ustalony poniedziałek siadam za belferskim czadowym stołem, który przesuwa się w pionie i poziomie, i ma połączenie z multimedialną tablicą. Odpalam laptopa i zaczynam od tego, czego nie powiedziałam na pierwszych zajęciach kursu, gdy Pułkownikowa poprosiła mnie, nowo przybyłą, o powiedzenie paru słów o sobie. Wtedy nie chciałam. Teraz chcę. Teraz to może mieć znaczenie:
– Interesuję się niemiecką historią i kulturą, w tym społeczeństwem i literaturą, od ponad dziesięciu, może piętnastu lat. Moja prezentacja to nie tylko opowieść o Marlenie Dietrich, ale przede wszystkim o niemieckiej i europejskiej kulturze ostatniego wieku.
Przy absolutnej uwadze słuchaczy, przez ponad kwadrans w szkolnej klasie króluje Marlena: jej piosenki wychrypywane zdartym od papierosów głosem, fragmenty czarno-białych filmów, zdjęcia, historia tej charyzmatycznej postaci, znienawidzonej przez nazistów, której hollywoodzka kariera nie stała się tak wielka, jak oczekiwano, być może przez niespokojny wojenny czas. A może przez to, że jednak była Niemką. Podaję tytuły książek, gdzie mogą coś więcej poczytać i adresy muzeów, gdyby chcieli obejrzeć. Umiejscawiam wszystko w czasie, zaczynając od ogółu, jakim były złote lata dwudzieste w Europie, nieme kino, porównywalny z amerykańskim niemiecki przemysł filmowy i ichni ekspresjonizm.
Kończę. Haben Sie doch fragen? Mają Państwo jakieś pytania?
Najpierw wielka cisza.
Keine Fragen? Żadnych pytań?
A potem burza oklasków.
I dyskusja o tym, jak silną osobowością była Marlena. O regułach obyczajowych, które łamała (kobieta ubierająca się jak mężczyzna). O jej sile. I tak przeszliśmy do praw wyborczych kobiet. I do dzisiejszej pozycji kobiet w Europie. I o tym – to już na głos powiedziałam ja, w obawie, że poprawność polityczna Pułkownikowej może jej na to nie pozwolić, a to powinno wybrzmieć mocno zwłaszcza w tak zróżnicowanej grupie – że musimy dbać, by je utrzymać.
Wychodzę z zajęć. Uśmiecham się do siebie. Mission completed. Może to jeszcze nie jest koniec twojej piosenki, Marlene. Das Lied ist immer noch da. Ona ciągle trwa.
Tschuss!
Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.
Zamów książkę →
Karolina, świetna prezentacja, nie widziałam osobiście, żałuję, ale wiem, że była super!