czwartek, 27.08.2020/Niemcy
Tak wyglądała nowoczesna niemiecka kuchnia 100 lat temu. I zgadnijcie, kto ją wymyślił 😉 . Dzisiaj o pierwszej zabudowanej kuchni w Europie. Projektant po latach otrzymał nagrodę IKEA. Jak się Wam podoba? Jak myślicie, co sądziły o kuchni feministki? Zapraszam!
Dwie matki
Co prawda sukces ma wielu ojców, ale w przypadku kuchni frankfurckiej liczą się dwie matki. Jedna z zegarkiem w ręku przeniosła w roku 1912 metodę optymalizacji produkcji z przemysłu w domowe pielesze, a w zasadzie do garów: Amerykanka Christine Frederick i Austriaczka Margarete Schütte-Lihotzky, która prześledziła ślady drobnych kobiecych stóp po podłodze, by jeszcze lepiej dostosować zabudowę do potrzeb ówczesnej gospodyni. Tylko gospodyni, bo w niewielkiej i zoptymalizowanej przestrzeni nie było już miejsca ani na pomoc domową, ani na wszędobylskie dzieci. I to był najważniejszy zarzut, jaki feminizm lat 80- i 90-ych XX wieku, a zatem po dekadach od narodzin pierwszej zabudowanej kuchni świata, postawił pani Lihotzky. Że nie tyle łańcuch domowych obowiązków skróciła, co zmieniła w jednoosobową klatkę.
Pierwsza architekt z uprawnieniami
Ale od początku. Kiedy Ernst May spotyka Gretę i zatrudnia przy swoim nowofrankfurckim projekcie (klik), ta ma już za sobą skończone studia architektury i kilka zawodowych doświadczeń w Wiedniu. Jest jedną z pierwszych kobiet z dyplomem w tym zawodzie, w co – jak przyzna po latach w wywiadach – nikt nie mógł uwierzyć, z nią samą na czele. Jest zaangażowana w budownictwo społeczne i to zaangażowanie przekuje z czasem w silną komunistyczną wiarę w lepszy świat, niepodważoną ani projektem radzieckim, który realizuje we współpracy z Ernstem, ani licznymi powojennymi wizytami w krajach ludowych demokracji.
Na wyciągnięcie ręki
Kuchnia frankfurcka staje się jej wizytówką do końca życia. Prosta, ale funkcjonalna, z drewnianymi blatami, przy których można było pracować siedząc, z aluminiowymi zsypami, szufladami na przyprawy i przeszklonymi szafami, na jedną osobę, która w zasięgu ręki ma wszystkie niezbędne sprzęty i meble. Kuchnia wyposażona w niewiele maszyn (dokupienie ich pozostawało decyzją indywidualną; na blatach było wystarczająco dużo miejsca, aby je sprytnie porozstawiać), oferowała jednak i zlew, i kuchenkę elektryczną, którą z czasem z przyczyn ekonomicznych (drogi prąd, tani węgiel) zmieniono na kombajn węglowo-elektryczny. Najczęściej zielono-niebieska (ponoć muchy nie trawią tego koloru), na potrzeby rynku dostępna również w innych barwach. Mała powierzchnia kuchni oznaczała większy metraż w salonie, w którym miało się odtąd skupiać życie rodziny.
Szmelc czy świadek swoich czasów
Jako cud logistyczno – organizacyjny zachwycała do powojennych późnych lat pięćdziesiątych. Kiedy przestała być modna, zniecierpliwieni jej umiarkowaną urodą nowi lokatorzy mieszkań Maya powyrzucali sfatygowane meble na śmieci. Produkowane racjonalnie do bólu, w tym pozbawione tylnych ścianek, nie nadawały się nawet do piwnic. Za to IKEA, przodująca w rozwiązaniach po skandynawsku minimalistycznych, nagrodziła projektantkę wyróżnieniem IKEA Foundation, chyba wiedząc, że bez Grety Lihotzky nie byłoby żadnej z jej linii VOKSTORP ani zielonych BODBYN.
Wiek XXI ożywił sentymenty, gotów płacić krocie za to, co naprawdę vintage. Na monachijskiej giełdzie oryginalne modele pierwszych frankfurckich kuchni osiągnęły w 2006 roku zawrotne sumy 30 000 euro. Zawrotne, bo – przypomnę: przy procesie masowej produkcji każda z jakichś 13 000 zrealizowanych sto lat wcześniej kuchni kosztowała około 250 ówczesnych marek*.
Jeśli nie chcecie płacić tyle za taką kuchnię 😉 , a bardzo chcielibyście ją zobaczyć, pozostają Wam trzy opcje:
a) wizyta w Domu Ernsta Maya (pisałam o tym tutaj),
b) wizyta w pobliskiej IKEI i ćwiczenie wyobraźni (choć wierzcie mi, technologia jednak dokonała ogromnego postępu – kto widział oryginalną frankfurcką kuchnię na żywo, ten wie, co mam na myśli),
c) kliknięcie na moje konto FB (tutaj), na którym umieściłam króciutki filmik z rzeczoną kuchnią w roli głównej. Nie do odzobaczenia!
Przyjemności!
Tschüss!
* W Niemczech lat dwudziestych ubiegłego wieku 250 marek zarabiał miesięcznie urzędnik, a wysokowykwalifikowany robotnik – około 180. Na szczęście w owym czasie frankfurcka EBK (EinBauKüche=kuchnia zabudowana) była wliczona w cenę najmowanego mieszkania Maya i dla użytkownika jej koszt rozkładał się na lata (a dokładniej na średnio 10-15 lat, bo na tyle kalkulowano przeciętny najem).
Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.
Zamów książkę →