po sąsiedzku (w czasach pandemii)

środa, 18.03.2020/153 dzień życia w Niemczech

Żyjemy tu otoczeni seniorami. Seniorzy z lewej, seniorzy z prawej, seniorzy u Włocha i seniorzy piętro niżej. Wobec faktu, że – jak grzmią media – to seniorzy są najbardziej narażeni, postanowiliśmy im pomóc. Be kind, mówią (między innymi) wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia, która wcześniej ustami jednej z szych odebrała Ziemianom nadzieję, że z wiosną wirus zniknie. Może jednak wiosną będzie trochę lepiej, powiedzieli z czasem, nadrabiając lekcję z umiejętności komunikacyjnych. A może nic nie chcieli nadrabiać?  Może chodziło o to, żebyśmy się wszyscy bali jeszcze bardziej (pomijając realne ryzyko, to pytanie, kto teraz zyskuje na naszym strachu, nie daje mi spokoju. A Wam?)

Postanowiliśmy zatem, że wesprzemy seniorów. Nie wszystkich, bo to pozostaje poza naszymi możliwościami, ale tych najbliższych, oczywiście, że tak. Skoro mają się zabunkrować, będziemy ich łącznikami ze światem spożywczaków. W innych sprawach też mogą na nas liczyć.  Z tym na ustach ruszamy do sąsiadów. Jeszcze po drodze ćwiczę składnię:
– Mamy dla Państwa taką propozycję – mamroczę próbnie – propozycję, propozycja to Vorschlag, czyli wir haben einen, bo Akkusativ, biernik, Vorschlag, zaraz zaraz, Mąż, co jeszcze możemy z tym Vorschlag?
– Kochanie, Vorschlag możemy bieten, oferować, albo machen, czynić, robić, albo einbringen, przedstawić…
Pukam do drzwi. Szelest kroków i po chwili staje przed nami mąż Frau Stil.
Twarz rozpromienia mu się w uśmiechu.
– Zapraszam, wejdźcie – gestem wskazuje mieszkanie.
Nie, nie, kręcimy głowami i trzymamy się na metr z daleka. Jest koronawirus, jeszcze tego nam brakuje, żebyśmy Herr Stila zarazili. Wszyscy mówią, że każdy może mieć wirusa, w tym nieaktywnego, a rozbudzi go nawet przypadkowa przerzutka na osobę starszą lub mniej odporną. Po co nam to?
– OK – starszy pan staje razem z nami w korytarzu – to w czym mogę pomóc?
– Bo my… – dukam ja, bo mój wykształcony językowo Mąż po teoretycznych konsultacjach sprzed sekundy właśnie przestał się udzielać –  w związku z koronawirusem, proponujemy, taki Vorschlag, że będziemy Państwu robić zakupy.

Ufff, dotarłam do portu, jestem na bezpiecznym brzegi gramatycznej rzeki i czekam na odpowiedź.
Starszy pan jest w doskonałej kondycji, wysoki, barczysty, spogląda na nas znad okularów. I sprawdza, czy dobrze zrozumiał (za samo to pragnę go uściskać, czego nie robię, bo koronawirus, wiadomix):
– To znaczy, chcecie za nas zakupy robić, tak?
– Tak – kiwam głową – Dokładnie tak.
– Hmmm – Herr Stil przygląda nam się przyjaźnie – to bardzo miło z waszej strony… ale zupełnie nie ma takiej potrzeby. My chcemy sami robić nasze zakupy.
(jednym słowem, on naszą propozycję ablehnen, odrzuca,  taki zwrot też istnieje w niemieckim).
– Jasne – odpowiadam – rozumiem. Gdyby jednak…
Wtedy włącza się Mąż, chwała, lepiej późno niż wcale, pewnie układał to zdanie przez ostatnie pięć minut jak miewa w zwyczaju, żeby było hiper extra mega poprawne stylistycznie:
– Gdyby jednak zmienili Państwo zdanie…
– … albo gdyby sytuacja była odmienna – wtrącam – to po prostu proszę do nas zapukać.
– Naturalnie – tubalnie potwierdza Herr Stil, oczywiście, bardzo dziękuję. Będziemy pamiętać.

Żegnamy się ciepło, acz z dystansem (koronawirus), po czym ruszamy z Mężem do drzwi kolejnych sąsiadów. Jakoś oboje spodziewaliśmy się, że państwo Stil mogą być ultra samodzielni. No nic. Daliśmy znać. Wysłaliśmy sygnał. Przecież nie będziemy ich na siłę zmuszać do porzucania zakupowej wolności.

Przed drzwiami po prawej stajemy niezdecydowani. Oj, tu sprawa może być niełatwa. Niby głupia rzecz, a delikatna. Otóż państwo po prawej nie są takimi seniorami jak ci po lewej. Jeszcze obrazimy sąsiadkę, sugerując, że jest wiekowa * 🙁 . Chwila refleksji i zmieniamy plany. Najpierw idziemy do Frau Markus  (o sąsiadach po prawej jeszcze pomyślimy). Tekst mamy przećwiczony, więc pukamy już bez ceregieli. Odpowiada cisza. Nawet pies nie szczeka. Może wyjechała? A może poszła z sunią na spacer? Odkładamy rzecz na później.


Później.

Kolejne podejście do Frau Markus robimy z marszu. Właśnie wybieramy się oglądać Waldspirale, osławiony dom projektu równie osławionego Hundertwassera, zbiegamy zatem po schodach i pukamy do drzwi. Cisza. Pukam ponownie.
– Mamo – szepcze Juniorka – a może zadzwonić?
– Zadzwonić? – dziwię się – przecież pies by usłyszał pukanie. Chyba jednak gospodyni nie ma…
Ale posłusznie naciskam przycisk dzwonka. Wtedy słychać szczekanie psa. Jak na komendę wszyscy odsuwamy się na jakiś metr od drzwi. Chrobot zamka i w powstałej szparze ukazuje się jedno oko Frau Markus. Oko i usta. Wygląda to dość makabrycznie, ale że nie jesteśmy w kinie, a na klatce naszego bloku, błyskawicznie odrzucam intergalaktycznych obcych i zombi. Oko w tej szparze to musi być fragment żywej Frau Markus.
Hallo – uśmiecham się raźno, choć oko mruga jakby mnie nie poznawało – To ja, Karolina.
– Aaaa… – Frau Markus uchyla drzwi o centymetr szerzej, w szparę przy podłodze wpycha się czarny i wilgotny psi nos. Sunia pani Markus i nasza niespecjalnie za sobą przepadają, a czarny nos w dole bez wątpienia zorientował się, jacy właściciele stoją na korytarzu. To podnosi temperaturę spotkania.
– Frau Markus – recytuję formułkę – w związku z niebezpieczeństwem koronawirusa chcemy pani pomóc. Jeśli potrzebuje pani czegoś ze sklepu, proszę dać znać. Kupimy. To niebezpieczny czas, proszę się niepotrzebnie nie narażać i nie wychodzić z domu.
Szpara w drzwiach się powiększa i ukazuje całą twarz Frau Markus w jasno szarym wdzianku. Zadbana jak zwykle nie posiada się teraz ze zdumienia.
– Chcecie mi zrobić zakupy? Skąd ten pomysł? Ale po co? Dlaczego…?
– No, po prostu . Dla bezpieczeństwa. Żeby było pani wygodniej.
– Jejku… – pani Markus rozpływa się w autentycznym zachwycie – to takie słodkie… no słodziutkie, naprawdę. Ja, ja bardzo, bardzo dziękuję. Ale – znowu nieco przymyka drzwi – wiecie, ja się nie najlepiej czuję, mam jakieś 38 stopni, niewiele, to pewnie nie jest korona, ale z tym przeziębieniem jutro idę do mojego lekarza…

Taadaaaammm.

W momencie, gdy Frau Markus mówi o gorączce, Juniorka z Mężem cofają się o krok. Dzieli ich od drzwi już nie metr, a przynajmniej półtora. Tylko ja zostaję w miejscu, ponieważ mam wrażenie, że Frau Markus kiepsko mnie słyszy. Poza tym, jak zrobię choćby krok w tył, to ucieknę. Tak właśnie czuję. Zamiast z krzykiem zbiec po schodach, uśmiecham się spokojnie:
– Tym bardziej, pani Markus, tym bardziej musimy być w kontakcie. Zostawimy pani w skrzynce nasze numery telefonów. Jeśli będzie pani potrzebowała pomocy, proszę dzwonić lub wysłać smsa. Możemy też wyprowadzać pani psa. Po prostu proszę dać znać.

Żegnamy się.
Schodzimy do garażu nie dotykając poręczy.
Ani klamek.
Drzwi otwieramy łokciami.
Wsiadamy do samochodu.
Aplikujemy na ręce podwójną porcję żelu antybakteryjnego.

Dzień jak co dzień.

W Hesji na pożegnanie mówią teraz nie „Ciao” i nie „Tschus!”, a: Gesund bleib! Bądź zdrów!

No to: bądźcie zdrowi!


Tschuss!


*taki kulturowy niuans: okazało się (Pułkownikowa na zajęciach powiedziała), że w Niemczech też się kobiet o wiek nie pyta 🙂 Kto nie wie, kim jest Pułkownikowa, zapraszam do wpisu o Marlene (klik)



Ważne: zdjęcie w nagłówku pochodzi z Pixabay.

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

4 komentarze

  1. Nie pamiętałam tej czytanki, a jest fenomenalna. Przetłumaczę ją na dniach dla tych z czytelników, którzy nie znają niemieckiego. Dzięki za podesłanie 🙂

  2. Taaa… i jeszcze ta pani sąsiadka wpadła z wizytą i ciasteczkami w podziękowaniu za ofertę pomocy jakiś dzień czy dwa po opisanej sytuacji 🙂
    Po sąsiedzku 🙂

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.