świat jutra

środa, 27 listopada 2019/ 77 dzień życia w Niemczech

Na dzisiejszych zajęciach z moim umiłowanym profesorem starej daty omawiamy online shopping kaufen. Przyjemny temat, który psuje wyłącznie stosowana w tekście konstrukcja strony biernej w trzech odmianach, a wszystkie z Partizip II, który najzwyczajniej w świecie trzeba wykuć. Sprytnie to sobie wymyślili autorzy podręcznika, że osłodzą nam trochę tę bierną. Shopping fajna rzecz. Zakupy zawsze wyzwalają emocje. Choć niekoniecznie pozytywne. A zatem tu się nieco autorzy przeliczyli.  Bo zakupy wiążą się z pieniędzmi, a pieniądze – jak już zdążyłam się zorientować – to temat bliski sercu większości kursantów w mojej grupie. To sprawia, że osądy wygłaszane dzisiaj przez uczestników dyskusji są szybkie. Nawet po niemiecku

Słowa furkocą w powietrzu jak ptaki.
Albo jak kamienie.
Jeszcze się śmiejemy, ale już nie wszyscy.

Czy robimy zakupy w sieci?
Jasne. Większość grupy kiwa głowami, Francesco wzrusza ramionami. Co za pytanie. Standard przecież.

A co kupujemy?
Buty, jedzenie, części do samochodów (Francesco), książki (to ja – jestem jedyna, która przyznaje się do  kupowania książek na tej sali), ubrania, meble, AGD. No, świat cały siedzi w sieci i kupuje. Rozmaitości.

AGD? – dziwi się profesor.
– Tak – kolega z Syrii rozsiada się wygodniej – super sprawa. Kupiłem wszystkie meble, od razu wnieśli i gotowe.
– Z wniesieniem? – dziwi się Etiopczyk – To chyba trzeba dopłacić?
– No jasne – obrusza się Syryjczyk – ale wiesz, jak już płacę 3500 Euro za meble, to nie robi mi różnicy tych 200 za wniesienie.

Łał, kwoty. Robi się poważnie. Ja nie wspomniałam, za ile kupiłam w sieci cudne szpilki w panterkę. Tanie nie były. Ale kwota miała zdecydowanie mniej zer.

Kolega z Afryki chce jeszcze coś dodać. On też zamawiał i kupił taki szajs, no nie ma o czym mówić, koszmar.
– No jak się kupuje za 4 Euro… – wtrąca Syryjczyk (skąd on wie, za ile kupił Etiopczyk?) … to wiadomo. Chińskie gówno.

Uppps.
Jakoś mało dyplomatycznie.

Koleżanka z Chin milczy. Siedzę dziś dwa krzesła od niej w bok na prawo, więc nie widzę, jakie wrażenie robią na niej te słowa. Co prawda nawet jakbym siedziała vis-a-vis, to pewnie też niewiele bym zobaczyła, bo  jej  pokerowa twarz to norma.  A może śpi? Ostatnio w czasie przerwy złożyła głowę na biurku, przestała się ruszać –  podeszłam, zapytałam, czy nic się nie stało. Podskoczyła:
– Alles OK, OK!
i runęła z powrotem na stół, by spać dalej.

– Ja na przykład – kontynuuje Syryjczyk od meblowania mieszkania online – duże AGD też kupuję w sieci. A małe to specjalnie sprowadzam tylko z Chin. Już sprawdziłem. Małe badziewie techniczne i z Chin, i z Niemiec, ten sam szmelc. To po co przepłacać?
– Naprawdę? Niemożliwe! – dziwi się profesor, ja też się dziwię, ale zdaje się, dziwimy się innym rzeczom. Na przykład profesor dziwi się, że można niemieckie produkty nazwać szmelcem i porównać z chińską tandetą. Ja z  kolei się dziwię, że można w Niemczech powiedzieć Niemcowi, że jego niemieckie produkty to szmelc. A przynajmniej zrobić to tak bezpośrednio. To tak, jakby u cioci na imieninach wypalić, że zupa za słona i jeszcze podbić gospodyni oko.

Przy uwagach o chińskiej tandecie koleżanka z Chin (nadal) milczy.

Za to kolega z Afryki okazuje się znawcą tanich serwisów odzieżowych. Jakieś ukryte hobby czy co, nigdy nie był taki wygadany:
– … no i zamówiłem trzy T-shirty, taki syf, no po prostu plastik! Prosto z Chin!

Chiny nadal w ciszy.


Prawdopodobnie ta sala nie była najlepszym miejscem do rozmowy o takich sprawach jak walka o klimat i zachowanie praw człowieka. Wygrała krótka perspektywa pieniądza.

Ale, jak napisała ostatnio do mnie przyjaciółka, głosujemy właśnie portfelem. Może warto ruszyć głową i przeczytać, skąd pochodzi to, co wkładamy do koszyka. I czy kupując nie wspieram przypadkiem tych, których wspierać się nie powinno. Rosja. Chiny.

Wygląda zatem na to, że ja, mały żuczek, i kilka innych żuczków, proponujemy choćby zadawanie sobie pytań.
Tymczasem wielcy tego świata pytań nie zadają. A przynajmniej nie takie.

Na ostatnim zjeździe CDU pani Merkel podkreśliła, że wartości niemieckiego narodu są niezniszczalne, kiedy chodzi o obronę praw człowieka na całym świecie, w tym w Chinach.
Następnie dodała, że Niemcy myślą jednak również o swoich interesach, w tym z Chinami, które są drugim największym partnerem handlowym jej kraju.  I – tak zrozumiałam – pani Merkel czuje się dumna z tego, jak to umiejętność łączenia wartości i interesów od zawsze wyróżniała Niemcy.
Zdaniem pani Merkel takie podejście jest niezbędne, by znaleźć rozwiązania godne świata jutra*.

A moim zdaniem trochę niefajne jest to pani jutro, pani Merkel.

Bo w sumie chodzi o to, że robiąc interesy z Chinami, legitymizuje pani to, co się tam wyprawia. Lub w Rosji. Wielkim uzurpatorze, który najechał Ukrainę i europejskie embargo nie zmieniło status quo.
I w sumie rozumiem, że interesy wielkich Niemiec są centralnym punktem pani zainteresowania. Możemy nawet założyć, że ta polityka, uprawiana przez Niemcy od wojny, w jakiś sposób cywilizuje kraje, z którymi się ją uprawia. Pokazuje demokratyczne ścieżki. Liberalne wzorce. Ale nie wrzucałabym tych interesów do (skoro już jesteśmy przy zakupach) jednego koszyka z wartościami. Bo to, trzymając się terminologii handlowej, dwa osobne systemy walutowe są. Nie mieszajmy ich.

A Chiny, widzi pani, nadal milczą.

Tschuss!


*Cytat za: https://forsal.pl/artykuly/1441109,merkel-wartosci-sa-wazne-ale-dobre-relacje-z-rosja-sa-w-naszym-interesie.html

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.