Tosca

środa, 11.03.2020/ 146 dzień życia w Niemczech

Ta krótka scena to oszałamiająca Maria Callas w roli Toski, rok 1964, Londyn. Legenda głosi, że po odśpiewaniu tej arii diwa, zaniepokojona brakiem jakiejkolwiek reakcji ze strony publiczności, zapytała dyrygenta, czy zrobiła coś źle. Nie, odpowiedział, po prostu londyńska publiczność nie zwykła przerywać artystom ich występu. Śpiewacy grali zatem dalej. Po akcie, w którym Maria jako Tosca zabija Scarpię i obstawia jego ciało świecami, londyńczycy nie wytrzymali i zerwał się huragan braw. Perfumy „Tosca” powstały w 1921 roku jako hołd dla dzieła Pucciniego pod tym samym tytułem.  I o nich będzie dzisiejszy wpis.

W moich notatkach o „Rossmannie” (zobacz tutajtutaj) tak się skupiłam na samej postaci ojca założyciela, że nie poświęciłam zbyt wiele miejsca temu, co w drogerii można kupić. Naturalnie, to, co na półkach, w większości znajdziecie i w Polsce, i w Niemczech. Ale że diabeł tkwi w szczegółach, przyjrzałam się różnicom. I to wśród nich właśnie znalazły się perfumy drogeryjne, których w Polsce nie uświadczymy. A tu, po tej stronie Odry, można je z łatwością znaleźć w wielu sieciowych kosmetycznych marketach. I o nich piszę poniżej. A w zasadzie o wiodącej przedstawicielce gatunku, nazywanej nawet czasem królową niemieckich perfum: o „Tosce”.

„Tosca” jest równolatką słynnej „Piątki” Chanel i źródła mówią, że gdy powstały, i jedne, i drugie  sprzedawały się równie dobrze („najlepiej sprzedające się perfumy na świecie”, twierdzi niemiecka Wikipedia). Obie są przedstawicielkami nowych perfumeryjnych i kulturowych trendów pierwszego dwudziestolecia minionego wieku, niosąc w sobie bogactwo białych kwiatów z wiodącą zwierzęcą i zmysłową nutą aldehydów, sztucznej substancji pozyskiwanej w laboratorium. Dzisiaj, jak powiedziałaby moja babcia, znajdujemy je nieco passe retro i trochę dla koneserów. Ponoć do teraz nic się nie zmieniło w niemal stuletniej recepturze „Toski” (sic! jest to pewien ewenement w czasach notorycznych zapachowych reformulacji – ani chybi bieżąca dekada właśnie tak zostanie w przyszłości nazwana przez historyków perfumiarstwa).

W roku 1921 za „Toską” stało logo Muelhens GmbH & Co.KG. Dzisiaj, w efekcie licznych handlowych roszad, zapach należy do grubego portfolio Mäurer & Wirtz, potentata na lokalnym rynku perfum.  Michael Mäurer i Andreas August Wirtz zaczynali w roku 1845 od niewielkiej fabryki mydła w okolicach Aachen (Akwizgran) – w 2020 zajmują trzecie miejsce wśród niemieckich producentów zapachów. Oprócz „Toski” proponują klientom całą serię Betty Barklay, S. Olivier,  Tabac i osławionych wód kolońskich 4711 (o których przy innej okazji, ponieważ są einfach, po prostu, boskie, a wywodzą się z legendarnej wody kolońskiej właśnie z Kolonii i temu zjawisku poświęcę osobny wpis). W 2012 roku do grupy dołączył też Baldessarini (polecam wszystkim męskie „Ambré” jeszcze sprzed przejścia pod nowy szyld – ze swą słodką ambrowo-waniliową bazą spokojnie może być uniseksem).

W opisach „Toski” wąchacze i wąchaczki 😉 opowiadają o promiennej i świetlistej kompozycji, przechodzącej z czasem w nuty mydlane, by na koniec wybrzmieć zmysłowym szyprowym akcentem. Pragnąc dać szansę stuletniej klasyce, zakupiłam i prysnęłam. Początek, no cóż, może był świetlisty, ale skutecznie zepsuła go na mojej skórze konwalia (albo narcyz) i ledwo wytrzymałam do finału. A ten był już przyjemny, choć bez szału i dość bliskoskórny. Czy chciałabym „Toskę” nosić na co dzień? Ja nie, ale wierzę, że miłośniczkom woni old-schoolowych, złożonych i bogatych, dalekich od dzisiejszych topowych słodkości, rzecz może się spodobać.

Najwyraźniej podoba się klientkom w Niemczech. I to na tyle, by trwać w regularnej sprzedaży. W odświeżonym materiale reklamowym piękność na zdjęciu podkreśla, że te perfumy i niesiona przez nie elegancja są: zeitlos, nieprzemijające i ponadczasowe.

Zupełnie jak „Tosca” Pucciniego.


Tschüss!


Ważne: w czasie pracy nad tym wpisem korzystałam z Wikipedii polskiej i niemieckiej, Fragrantiki polsko-, niemiecko- i anglojęzycznej, stron firmowych Mäurer&Wirtz oraz własnej wiedzy i doświadczeń.

Fragment nagrania z Marią Callas pochodzi z YouTube, a zdjęcie wody toaletowej „Tosca” jest moje, podobnie jak flakon na tym zdjęciu.

Pragnę też podkreślić, że nie czerpię żadnych korzyści finansowych z opisywania produktów marki Mäurer&Wirtz; zapachowy eksperyment z „Toską” sprawił mi jednak wielką frajdę i na pewno na nim nie  poprzestanę, a zatem, Szanowni Mäurer&Wirtz, wkrótce wrócę na bloga z kolejnymi Waszymi kultowymi zapachami 🙂

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.