wtorek, 24 września 2019/33 dzień życia w Niemczech
wybiera się sójka za morze,
ale wybrać się nie może,
trudno jest rozstać się z krajem,
a ja właśnie się rozstaję…
/jan brzechwa/
Zarówno w Polsce, jak i tu nieustannie natykam się na sójki. To w sumie nic trudnego. Nie trzeba być mistrzem ornitologii. Nie trzeba też specjalnie się wysilać. Wystarczy cicho iść albo stanąć w lesie lub parku. Nie gadać. Po prostu patrzeć. Tak, jakby się szukało grzybów (trochę skupienia, trochę milczenia. Od czasu do czasu przydatne w każdych okolicznościach). Za każdym razem sójkę zdradza chabrowo-niebieska smuga na skrzydłach. Jest metaliczna jak najmodniejsze cienie do oczu w tym sezonie. Na nic pozostałe kolory kamuflażu – nieco rdzawe, nieco w kolorze różowego szampana. Gdyby nie ten niebieski, sójka pozostałaby niezauważona na tle rudziejących liści i burawej ściółki.
Chociaż, żeby pozostać niezauważonym, trzeba być cicho. A sójki nie są cicho. Wydzierają się jak sroki, ich większe kuzynki, ale że aparat głosowy sójka ma nieco uboższy, bo jest mniejsza, to i chrapliwy skrzek jakby milszy dla ucha.
I jeśli przyjmiemy, że sroka to ptasi odpowiednik lisa, sójka bez wątpienia jest skrzydlatą wiewiórką. Latem wsuwa owoce, owady, małe ssaki, jesienią zaczyna gromadzić zapasy. W tym żołędzie. To koneserka żołędzi, dlatego jeśli chcecie zobaczyć sójki, koniecznie wybierzcie się do lasów mieszanych z przeważającą ilością dębów. Sójka robi dobrą robotę i jest jednym z głównych siewców drzew ciężkonasiennych. Przygotowując się do zimy pakuje żołędzie pod warstwy liści i ziemi, elegancko sadząc przyszłe pokolenia dębowej młodzieży. Bo przecież pamięć ma też jak wiewiórka i po całojesiennej krzątaninie biedaczka nie pamięta, gdzie pochowała swoje gastronomiczne skarby. A one kolejnej wiosny prężą młode pędy, wyrywają się ku niebu i wyśmiewają z jej co sezonowych mozołów.
Tu, w lasach Dietzenbachu, mam już zaprzyjaźnioną sójkę, która w brzozowym zagajniku zlatuje na najniższe gałęzie i bacznie mi się przygląda. Żal mi jej skazanej na klęskę zapobiegliwości. Na kolejny spacer zabieram garść orzechów laskowych wybranych z paczki Studentenfutter. Nie wiem, jak ich smak ma się do smaku żołędzi, ale skoro studenci mogą jeść z tej paczki, sójka też powinna dać radę.
A tym, którzy chcieliby więcej o niemieckich lasach, sójkach i wiewiórkach, serdecznie polecam „Duchowe życie zwierząt” Petera Wohllebena, niemieckiego leśnika, pisarza i działacza. Czuć, że książkę napisał człowiek, który się zna na swoim fachu. Solidny kawał literatury popularno-naukowej, a jednak niepozbawiony pewnej magii. Polecam!
Tschuss!
Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.
Zamów książkę →