piątek, 01.05.2020/197 dzień życia w Niemczech
To spotkanie zaskoczyło oboje. On spodziewał się megiery i intrygantki, ona – krwiożerczego potwora. Tymczasem w Tylży, w domu przy Deutsche Strasse, czekała na niego czarująca i wykształcona kobieta o spojrzeniu najpiękniejszych oczu, jakie kiedykolwiek widział*. Ona spędziła godzinę z inteligentnym, władczym i świadomym swej potęgi mężczyzną. Powietrze stężało od napięcia między tymi dwojgiem. I kto wie, kto wie, jak potoczyłyby się dzieje świata, gdyby Fryderyk III nie wtargnął do komnaty… Dzisiaj opowieść o królowej Luizie i Napoleonie. Zapraszam.
Spotkanie Luizy z Napoleonem miało być ostatnią szansą ratunku dla Prus po przegranej z Francją. Wiadome było, że walka zbrojna dobiegła końca i spodziewano się, że zwycięzca będzie bezwzględny. Jedyną nadzieją pozostawała królowa i roztaczany przez nią czar. Jej zadaniem było wynegocjowanie tego, co utracono podczas walk. Luiza podtrzymała ten pomysł (ponoć czuła się odpowiedzialna za namawianie króla do wojny jesienią 1806) i przygotowała do rozmowy.
Dziś, dzięki szczegółowemu opisowi jej ówczesnego biografa, Paula Bailleu, wiemy, jaką Luizę zobaczył słynny Francuz. Ponoć nigdy nie była tak piękna, jak „w tych mrocznych dniach w Tylży. Wielkie, błyszczące oczy, lekko zasnute smutkiem, postać znana z dość okrągłych kształtów teraz za sprawą trawiącego ją strapienia wydawała się zastygła w subtelnych proporcjach, uduchowiona”.** W białej, przetykanej srebrną nicią sukni, z perłowym diademem na głowie (o tym, co zauważył Bonaparte, czyli że suknia miała „najgłębszy i najpełniejszy dekolt, jaki kiedykolwiek obnosiła niemiecka niewiasta”, Bailleu jakoś nie wspomina).
Korsykanina opisała nieoceniona ochmistrzyni Voss (więcej o niej i o Luizie przeczytasz tutaj): nalana, nabrzmiała, smagła twarz. Korpulentny, niski, bez figury, o niesamowicie wielkich oczach i surowych rysach – wcielenie sukcesu.
Takimi się zobaczyli. A dalej… dalej wiemy tylko tyle, co udało się wyłuskać ze wspomnień i listów osób zaangażowanych lub postronnych, w tym samego cesarza. Do Józefiny pisał, że Luiza jest „rzeczywiście czarująca” i „pełna kokieterii”. Na wyspie Świętej Heleny, a zatem już na wygnaniu, przyznał, że pomimo całej jego wprawy to królowa panowała nad rozmową i uparcie wracała do swego tematu (czy wiedział, że to minister Hardenberg przygotował Prusaczkę do spotkania? Jako żona i matka miała być uprzejma i za nic nie prowadzić wątków politycznych). Luiza poprosiła o umiarkowanie przy warunkach pokoju. Na widok wręczanej róży odrzekła, że wolałaby Magdeburg (uwaga: legenda! W prawdziwej rozmowie w ogóle nie wypłynęła kwestia przynależności tego miasta do Prus. I najprawdopodobniej nie było też żadnej róży ;-( ). Odpowiedzi rozmówcy były niejasne (z wyjątkiem zachwytu wzbudzonego jej strojem. Tu nie było niedomówień). Królowa nie osiągnęła nic (ponoć miał się do tego przyczynić sam Fryderyk III, który zaniepokojony przedłużającym się tête-à-tête wtargnął do pokoju, wówczas cesarz pożegnał się, wyszedł i w ten sposób pozostawiono rzeczy niedomknięte).
Czy właśnie tak to wyglądało? Napoleona (to ten pan z loczkiem) i królową łatwo rozpoznać. Blondyn między nimi to car Aleksander – swego czasu Francuzi postarali się, by sporo szeptano o romansie między nim i Luizą. Bez wątpienia fascynacja była obustronna, choć prawdopodobnie platoniczna. Pan najbliżej nas to Fryderyk III, jak zawsze dumny z pięknej żony.
Autorem obrazu (patrzymy na fragment) jest Nicolas Gosse***: „Napoleon przyjmuje królową Prus w Tylży”, dzieło z roku 1836.
Źródło: Wikimedia Commons.
Finalnie warunki pokoju tylżyckiego okazały się dla Prus dramatyczne. Ceną istnienia (w tym jako państwa buforowego między Rosją a Francją – jakże wygodnego dla cara Aleksandra) była utrata połowy terytorium (i ludności), w tym wszystkich terenów na zachód od Łaby i większości ziem polskich zrabowanych podczas zaborów****. Do zapłaty pozostała kolosalna kontrybucja w kwocie 400 milionów talarów, znacznie przekraczająca ówczesne możliwości Prus.
Upokarzające spotkanie królowej z „amoralnym Francuzem” (uważała go za takiego do końca życia), a następnie jej śmierć (traktowaną jako ofiarę), Prusacy rozliczyli z czasem. Bezwzględnie też przyczyniły się one do upadku Napoleona, czego cesarz nie zrozumiał nigdy.
Ale o tym przy innej okazji.
Tschuss!
*Napoleon do wielkiego koniuszego, Armanda de Caulaincourta: „Ułożyłem plan i Bóg świadkiem, te najpiękniejsze oczy świata – a są doprawdy piękne, Caulaincourt!- nie zdołają odwieść mnie od niego ani na jotę!”, cyt. za: Herfried Muenkler Mity Niemców, s. 220
**Cyt. za: Herfried Muenkler Mity Niemców, s. 222
***A tak tę samą scenę przedstawia film, o którym wspominałam Wam tutaj (klik): https://www.youtube.com/watch?v=xGysBpWXzPI (mniej więcej od 3. minuty (3.08). Wcześniej minister Hardenberg namawia królową do wiadomego spotkania).
****Bardzo pięknie o Napoleonie i polskich oczekiwaniach pisze Norman Davies w „Europie”. Bez względu na polski entuzjazm (i na udział polskich ochotników we wszystkich toczonych przez siebie walkach), Bonaparte nigdy nie ujawnił swych ostatecznych planów względem Polski. Zdaniem historyka śmierć Poniatowskiego w nurtach Elstery miała być „głosem rozpaczy ludu, który czuł się coraz bardziej oszukany i coraz bardziej zmęczony”, por.: Norman Davies, Europa, s. 786.
(A ja o Poniatowskim pisałam tutaj: klik. Nieco bardziej osobiście 😉 )
Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.
Zamów książkę →