Bad Münster am Stein

16.06.2021

Do XIX wieku Bad Münster było zwykłym i biednym Münster am Stein, żyjącym głównie z rybołówstwa, odrobiny rolnictwa i produkcji soli. Znajdował się tu też niewielki zakład kąpielowy, który na fali mody na pre-spa, czyli uzdrowiska (pisałam o tym tutaj) właśnie w dziewiętnastym stuleciu eksplodował w kierunku usług leczniczych, miejsca, gdzie zjeżdżano na wywczas, zdrowe wędrówki i po świeże powietrze.

A tego w tym malowniczym miejscu na pewno nie brakuje, bo oprócz naturalnych walorów od XVIII wieku działają tu tężnie solankowe. Pierwotnie zbudowane w celu sprytnego pozyskiwania soli z bogatych w nią wód (przez odparowanie w systemie rynienek i przez spływanie po wypełnionych gałązkami drewnianych konstrukcjach), z czasem okazały się odpowiednikiem morskiego klimatu w uzdrowisku położonym wyłącznie nad rzeką. Jak piszą gospodarze miasta na swoich stronach, przytężniowe powietrze to prawdziwy balsam dla dróg oddechowych. Nie wspominając o jego magicznym chłodzącym aspekcie w czasie upałów.*

A skoro o klimacie mowa, to też nie można trafić lepiej niż tutaj. Powiat jest tak geograficznie usytuowany, że stanowi jeden z najcieplejszych i zarazem najmniej deszczowych regionów w Niemczech.  To z kolei sprawia, że występują tu rośliny i zwierzęta charakterystyczne głównie dla strefy śródziemnomorskiej. I kwitnie uprawa winorośli, które w charakterystyczny dla siebie sposób, oparte o tyczki, wspinają się po stromiznach doliny rzeki Nahe.

Nahe to ta sama rzeka, która kilkanaście kilometrów dalej wpada do wielkiego Renu w miejscowości Bingen. Bad Münster ma w stylu zabudowy klimacik miasta św. Hildegardy, ale nie ma Renu, i nie ma też takich cudnych nadrzecznych bulwarów, i w ogóle wygląda jak młodszy i biedniejszy brat Bingen. Choć z ambicjami.

Podobieństw jest więcej, ponieważ nad rzeką Nahe, na wysuniętej pożłobionej skale, znajdują się także XI-wieczne ruiny zamku Rheingrafenstein. Swą kondycję zamek reńskich grafów Stein zawdzięcza francuskim wojskom Ludwika XIV, które pod koniec XVII wieku wysadziły go w powietrze. To, co onegdaj wydawało się szczytem spustoszenia, z czasem otrzymało drugie życie dzięki rozwojowi uzdrowiska. Dziś skała i ruiny są symbolem miasta.

Ale to nie jedyna geologiczna atrakcja okolicy. Tym, co naprawdę sprowadziło mnie do Bad Münster, jest Rotenfels. To ogromny porfirowy masyw skalny, który tworzy najwyższą stromą ścianę (202 m) między Alpami a Skandynawią, i ciągnie się przez jakieś dwa kilometry. Rdzawo-szary, imponujący w swej wielkości, robi niesamowite wrażenie. I gdyby nie idylliczne szachulcowe przedmieścia tuż obok można by pomyśleć, że nie, nie jesteśmy już w żadnej Nadrenii- Palatynacie, ale w amerykańskim Colorado.**


Najlepszy widok zarówno na Rotenfels jak i na ruiny siedziby Rheingrafensteinów ma się z tarasu restauracji na zamku Ebernburg. Zamek, wzniesiony na wysokim wzgórzu nad rzeką Nahe, pięknie widać już z drogi dojazdowej do uzdrowiska. Pierwsza budowla powstała w tym miejscu w XIV wieku i jej spatynowane ślady właściciele udanie eksponują we wnętrzach. Nazwę warowni (po niemiecku der Eber to knur, dzik) tłumaczy makabryczna legenda. Ponoć przed wiekami, podczas długotrwałego oblężenia, obrońcy co wieczór torturowali jedynego pozostałego przy życiu knura, by jego kwik wzbudził w oblegających przekonanie, że na zamku wszyscy mają jeszcze sporo zapasów jedzenia. Skoro żyjący w zamknięciu każdego wieczoru zarzynają jedną świnię – mieli myśleć napastnicy – to pewnie szybko się nie poddadzą… Podstęp okazał się skuteczny, stąd nazwa, którą oprócz zamku nosi także cała dzielnica w jego sąsiedztwie.

Dziś na kamiennych dziedzińcach twierdzy można zjeść przepyszny obiad i wypić świetne wino z pobliskich winnic. Kawa z ekspresu zapewne nie jest tak doskonała, jak mógłby sobie wyobrażać prawdziwy kawiarz, ale widok rekompensuje wszystko. Znad szparagowego kremu kontemplujemy i masywne Rotenfels, i rzekę Nahe biorącą w tym miejscu ostry zakręt, i to, co zostało z siedziby Rheingrafensteinów, i równe rządki winorośli uprawianej tuż pod zamkiem. Nie wiem, czego można chcieć więcej. Ja żyję dla takich momentów 😉 . Polecam!

Tschuss!

*największe drewniane konstrukcje tężniowe w Europie to oczywiście nasz Ciechocinek. 

**porfir, którego w okolicy jest całe mnóstwo, to niesamowita, twarda i niezwykle szlachetna skała. W starożytności właścicielką jedynej kopalni była sama Kleopatra, a cenny kamień służył do stawiania pomników i nagrobków wielkich tego świata.

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.