wizja lokalna w Altenhain, czyli tam, gdzie umarła Śnieżka (wg Nele Neuhaus)

wtorek, 24.03.2020/159 dzień życia w Niemczech

Skoro wirus jest już wszędzie, to w zasadzie nie ma znaczenia, dokąd jedziemy w weekend. Wcześniej omijaliśmy obszar Hochtaunus szerokim łukiem, ponieważ właśnie tu wykryto pierwsze ognisko korony. Ale dzisiaj? Dzisiaj wirus jest i tu, i tam, i u Was, i u nas… A zatem jedziemy.

Od razu sobie powiedzmy, że „jedziemy” oznacza „jedziemy z wielką ostrożnością” (jak od tygodni zresztą 🙁  ). Wyłącznie własnym samochodem, z żelami antybakteryjnymi i z rękawiczkami; rezygnujemy też z tego, co lubimy tak bardzo: z poczęstunków w lokalnych restauracjach czy kafejach*.

Naturalnie, najbardziej ubolewa nad tym Mąż – parafrazując, na tej wojnie kawa zginęła pierwsza. Ktoś obcy ją parzy, ktoś równie nieznany ją serwuje, zwizualizowane miliony wirusów w swej wędrówce z cudzych rąk na brzeg filiżanki skutecznie zniechęciły kawiarza do codziennego rytuału. Kto zna Męża, ten wie, że sytuacja jest poważna.

I tak – wreszcie! – pojechaliśmy do Altenhain, by przeprowadzić wizję lokalną. Słońce było marcowe, dzień chłodny, ale baaaardzo jasny, i w tym ostrym wczesnowiosennym świetle zrozumiałam, jak inaczej sobie to wszystko wyobrażałam 😉   (zanim przeczytasz dalej, kliknij proszę pierwszy wpis o „Śnieżce, która musi umrzeć”).


Spoiler alert!

Jestem jednak człowiekiem nizin. Cóż z tego, że wiedziałam, że akcja toczy się  górach, kiedy i tak wszystko, wszystko co widziałam oczami wyobraźni podczas lektury działo się w przestrzeni płaskiej i otwartej po horyzont (jak w Wielkopolsce)! Taki pejzaż mam pewnie w mózgu wdrukowany i żadne widoki gór Taunus wielokrotnie podziwianych za oknem tego wdrukowania nie usuną. A tymczasem, słuchajcie, słuchajcie, Altenhain jest wioską klasycznie górską, pnie się w górę i w dół wąskimi i krętymi uliczkami, domy są ciasno poustawiane wokół siebie z uwzględnieniem tych krzywizn, dokładnie tak, jakbyście chodzili po Karpaczu. A w zasadzie nawet nie po Karpaczu – przypomnijcie sobie swoje wyjazdy w góry Włoch lub Austrii. To jest ta architektura i te rozwiązania. Zabudowania wzniesione wzdłuż głównej nitki drogi, śladowa przestrzeń chodnika, za domami przy drodze wspinają się kolejne działki i kolejne domy, stromymi kaskadami w górę, żadnych szerokich podwórek, wszystko wyliczone co do centymetra i przytłaczająco wąskie – a na głównej drodze prawie zawsze panuje cień – jak w dolinie otoczonej wysokimi szczytami.
Teraz do mnie dociera, dlaczego autorka właśnie tutaj umieściła akcję.
W miasteczku jest aż gęsto, niemal duszno, brak światła, brak przestrzeni, brak powietrza… mojej wizycie towarzyszy narastające uczucie klaustrofobii. Chcę uciec tak, jak zrobili to Schneebergerowie po zniknięciu córki.

Altenhain – widok na kościół i miasteczko.

Przy tej krętej drodze są, a jakże, dwie karczmy, jedna nawet z wiadomą bramą, która jest ważnym elementem scenografii kryminału. Nad wioską z jednej strony góruje kościół, niewielki i piękny, stylizowany na romański (bardzo, bardzo udanie, sami popatrzcie na zdjęcie poniżej). Pierwsza kaplica powstała w tym miejscu na początku XVIII wieku. Dwieście lat później postawiono świątynię, którą można podziwiać do dziś.

„Tobias dotarł do cmentarza i naparł ramieniem na niewielką drewnianą furtkę, która drgnęła ze zmęczonym skrzypnięciem. Powoli przesuwał się między nagrobkami, (…) obszedł kościół i wszedł do przedsionka. Drgnął przestraszony, bo po prawej stronie coś się poruszyło. W słabym świetle latarni dostrzegł ciemnowłosą dziewczynę, która siedziała na oparciu drewnianej ławki i paliła papierosa. Serce zaczęło mu walić jak oszalałe. Nie potrafił uwierzyć w to, co zobaczył. Miał przed sobą Stefanie Schneeberger.”
(N. Neuhaus, Śnieżka musi umrzeć. Media Rodzina, Poznań 2013, s. 75)

Z kościelnego wzgórza roztacza się widok na część miasteczka w mikro dolinie i sady na wzniesieniu po przeciwnej stronie. I jeśli dobrze przeprowadziłam prywatne czytelnicze śledztwo, dom Śnieżki,  Claudiusa Terlindena i ministra Lauterbacha powinny stać niedaleko (to taki żart, moja wizyta jest jak ciasto przekładaniec, fikcja Neuhaus miesza się z urbanistyczną prawdą Altenhain, nic ponadto. Jak mówią przyszłym autorom na kursach pisania kryminałów: nigdy nie podawaj realnie istniejącego adresu mieszkania mordercy 😉 ).

Dzisiaj, podobnie zresztą jak w czasie trwania akcji „Śnieżki”, Altenhain jest częścią Bad Soden, starego niemieckiego kurortu z tradycjami (o Bad Soden jako spa już wkrótce w osobnym wpisie). Zgodnie z oficjalnymi danymi (2017), ten region jest jednym z najbogatszych (jeśli po prostu nie najbogatszym) obszarem całego kraju. Jednak z takimi informacjami trzeba postępować ostrożnie. Matematyka (na tym poziomie) jest dosyć prosta. Wystarczy, że w małym Altenhain zamieszka jeden niemiecki miliarder i już  w tabelach statystyków średni przychód na mieszkańca rośnie do potęgi. Niestety, tylko w tych tabelach. W realu, sami wiecie, jeden Terlinden i setki zwykłych, często niezbyt zamożnych obywateli…

I jeszcze taka ciekawostka: „Śnieżka…” Neuhaus w ciągu trzech dni od wprowadzenia na rynek pofrunęła na listę bestsellerów TOP20 „Spiegla”, a od 2011 roku wszystkie jej kryminały constans figurują na tamtejszej liście TOP50.
A ja nie znalazłam w miasteczku ani jednej wzmianki o powieści czy autorce.

Taaa, ja wiem, że to dość wątpliwy powód do chwały, być sceną nawet fikcyjnych mrocznych zbrodni i jeszcze mroczniejszych ludzkich sekretów. Może mieszkańcy Altenhain nie życzą sobie takiej, hmm, reklamy. Prawdopodobnie terenowo-literacka gra  z rodzaju „W którym domu przechowywano zwłoki, a na którym podwórku przyszły minister uwiódł nieletnią?” może nie ucieszyć włodarzy miasta, ale sami pomyślcie…

… skoro i tak żółte tablice przy drodze do miasteczka krzyczą wielkimi literami: „Witajcie w Altenhain”, można by tam jeszcze dopisać: „To ze Śnieżką to fikcja. Nie mordujemy nastolatek. Nie wrabiamy przyjaciół. Mili z nas ludzie”.
A na drodze wyjazdowej: „Altenhain żegna. Wróć wcześniej niż Tobias”**.


Aj. Taki żarcik.

Żarcik w czasach zarazy.

Obiecuję śmieszniejsze, gdy czas stanie się dla nas wszystkich łaskawszy.

Czas bez wirusów, czas na kawę, czas na normalność.


Tschuss!


*W Hesji restauracje i kawiarnie, podobnie jak fryzjerzy, jeszcze do niedzieli (22.03.) pracowali (teoretycznie) normalnie, a przynajmniej mogli to czynić legalnie. W praktyce wyraźnie ruch zmalał (pojedynczy goście budzący zdziwienie przechodniów), a właściciele sami podejmowali decyzję o tymczasowym zamknięciu lub ograniczeniu biznesu do serwisu na wynos (gastronomia). We wczorajszym przemówieniu kanclerz Merkel zapowiedziała totalne zamknięcie tych usług na minimum dwa tygodnie. To już nie opcja ani nie propozycja. To mus, dodała Kanzlerin. Do knajpy można wejść wyłącznie po odbiór zamówienia zu mitnehmen, do zabrania ze sobą. Fryzjerzy, masażyści, piękne paznokcie, cudne dłonie, instytuty spa i urody – zamknięte aż do odwołania.

**Tobias, jeden z bohaterów powieści, wrócił do rodzinnego Altenhain po dziesięciu latach pobytu w więzieniu.


Ważne: załączone zdjęcia są autorstwa Juniorki.

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

2 komentarze

  1. Asiu, dzięki za link, spróbuję się z tym zmierzyć, ale potrzebuje czasu. Dam znać.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.