11.04.2022
O Szczepanie Twardochu słyszałam już od dłuższego czasu, ale jakoś nie zbierało mi się na lekturę. Za wiele było w tym wszystkim mediów, za wiele dyskusji i politykowania. Dziwnie odstręczał mnie ten zaciekle podkreślany manifest osobnej śląskości, miałam wrażenie, że autor definiuje się wyłącznie w taki sposób i w moich oczach jego książki przycupnęły daleko, w głębokim cieniu owych deklaracji. Po Twardochową „Pokorę” (a może po Twardochowego Pokorę, kto czytał, ten wie, skąd ten dysonans gramatyczno-stylistyczny) sięgnęłam dopiero, kiedy mignęło mi w czeluściach Internetów, że to o Niemczech, o Niemcach i o Berlinie. I teraz aż mi żal, że tę przygodę zaczęłam z opóźnieniem.
Z drugiej strony, po właśnie skończonej podyplomówce na Uniwersytecie Śląskim, gdzie historię regionu omawialiśmy po wielokroć – świat, o którym opowiada Twardoch, rozumiem lepiej. I pojmuję też, skąd w Ślązakach ten pomysł na siebie, na tę upartą niezależność, na polityczny indywidualizm. Kto wie, może, gdy akcenty energetyczne wykluczą węgiel zupełnie, uda się Ślązakom ową autonomię pozyskać. Tylko czy będą ją w stanie wówczas podźwignąć?
Kto ciekaw, niech zajrzy do „Pokory”. Jestem pod wrażeniem i tego, jak mistrzowsko zbudowano fabułę, i tego, jak sprytnie wpleciono losy bohatera w wydarzenia historyczne i w prawdziwych ludzi epoki. Książka ma wszystko to, co sprawia, że nie sposób się od niej oderwać plus jeszcze wynalazek ostatnich lat, czyli niespodziewane zwroty akcji co trzy strony. Napięcie, dobre dialogi i kawał europejskiej historii z jednego z najbardziej dynamicznych okresów, czyli ostatnie lata pierwszej wojny i czas tuż po niej. Główny bohater z okopów trafia do Berlina i jest to Berlin Liebknechta i Róży Luksemburg, spartakusowców, bolszewików, rewolucjonistów, proletariatu, zrywania z cesarzem i drobnomieszczańskimi zasadami, zrywania z przeszłością, która odejść nie chce i przeciw temu odchodzeniu wyciąga działa i karabiny pruskiej armii i berlińskiej policji. Czas wielkich zmian, w tym i obyczajowych. Po takim mieście biega z mauzerem leutnant rezerwy Alois Pokora, a czytelnik odnosi wrażenie, że po jego śladach, a może nawet dokładnie przeciwko Aloisowi, w tym samym Berlinie będzie kroczył nie kto inny, a komisarz Gereon Rath (klik) z ówczesnego prezydium policji. Tak się zazębiają o siebie rozmaite opowieści współczesnych europejskich pisarzy, dla których wspólnym mianownikiem jest mroczny, niebezpieczny, rozchybotany emocjami Berlin sprzed stu lat.
I teraz wielkie brawa dla Wydawnictwa Literackiego, które taką historię ubrało w okładkę będącą fragmentem obrazu George Grosza pt.: Panorama. Precz z Liebknechtem. Urodzony w Berlinie Grosz namalował Panoramę w 1919 roku i idealnie ujął w niej atmosferę miasta tamtych dni. W kakofonii kolorów ostro przecinają się kreski ciemnych brył kamienic, hasła politycznych plakatów, pikielhauby cesarskiej armii, wódeczka na stolikach lokalików egzotycznych i dostępnych tylko wybranym, straszni mieszczanie i małe okularki intelektualistów z charakterystycznymi bródkami. I jeszcze kobiece ciała, nagie lub półnagie, bo Berlin to także prostytucja, ale i skokowa emancypacja będąca efektem Wielkiej Wojny*.
Grosz, podobnie jak wielu innych w jego wieku, do wojska zgłosił się na ochotnika, ale już po kilku miesiącach został zwolniony jako „niezdatny do służby”. Wojna okazała się koszmarem, a to doświadczenie łączy go oczywiście i z bohaterem Twardocha, i z innymi, realnymi postaciami (jak choćby z opisywanym wcześniej na blogu Mackem- klik). Panorama to jeden z przykładów kierunku charakterystycznego dla Niemiec po pierwszej wojnie, czyli tzw. Realizmu Magicznego (czy Nowej Rzeczowości), które najpełniej rozwinęły się właśnie jako sztuki wizualne: w malarstwie i filmie. Głównym czynnikiem wyróżniającym nurt było odwoływanie się do wyobraźni, operowanie tym, co dziwne, niezwykłe i zaskakujące. U Grosza, który ćwiczył ostre piórko satyryka ilustrując klimat i ludzi w berlińskich lokalach, przerysowaniu ulegają części ludzkiego ciała. Deformacja nabiera charakteru geometrycznego, perspektywa staje się umowna, być może zwiastując rychłe zainteresowanie artysty dadaizmem.
Polecam i „Pokorę”, i Grosza, a najlepiej jedno i drugie razem. Idealnie się uzupełniają.
Tschüss!
*tę faktyczną emancypację pięknie wyłapuje w swojej powieści także Twardoch. Koniecznie zwróćcie uwagę na to, jak buduje kobiece postaci (nie tylko te pierwszoplanowe).
Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.
Zamów książkę →