03.06.2021
Przez zachodnie Niemcy przebiega Szlak Bajek, którego lwią część zajmują miejscówki w Hesji. Atrakcje to nie tylko miejsca, domy i muzea historycznie związane z braćmi Grimm, ale również moc przedstawień i imprez, w czasach pandemii niestety albo zamrożonych, albo przeniesionych do sieci. Alsfeld jest jednym z takich adresów, a rozbuchany marketing tego kilkunastotysięcznego miasteczka obiecuje spotkania z Czerwonym Kapturkiem. Jako że (o ile się nie jest Wilkiem), takie tete-a-tete to jednak cudowna odmiana pod koniec niemieckiego locka, pojechaliśmy. A zatem dzisiaj o tym, co obiecuje Alsfeld. I jak tę obietnicę spełnia. Zapraszam.
To bez wątpienia idealne miejsce na niedzielny wypad. Niewielkie, przytulne i zadbane, cieszy oczy charakterystyczną dla regionu architekturą szachulcową. Jej esencją jest cenny ratusz z czasów, gdy gotyk przechodził z wolna w renesans, i który w materiałach reklamowych Alsfeld umieszcza tuż obok czerwonokapturkowej super star. Ale takich szacownych domów w samym śródmieściu jest przynajmniej kilkadziesiąt. I niemal każdy jest podobnie dopieszczony i zadbany, co, jeśli ma się więcej niż 13 lat i odrobinę wyobraźni, daje obraz kosztów związanych z restauracją i utrzymaniem przy życiu kilkusetletnich budowli. Wśród nich te najpiękniejsze, ozdobione dodatkowymi kolorowymi detalami. Ich prostota i wielobarwność wytrącają argument o znudzeniu murem pruskim (gdyby ktoś w tym regionie odważył się wyszeptać, że ma dość szachulców…).
Ale gdzie ten Kapturek? Gdzież on? Po mozolnych poszukiwaniach znajdujemy pomnik z lat 60-ych XX w. Dziewczynka na szczycie kolumny pozornie wygląda jak bohaterka bajki, ale to tylko taki żart. Gra nawiązaniami. Kamienna panienka, ze swoją wielowarstwową spódniczką i charakterystycznym kaftanikiem, obrazuje kobiecy strój typowy dla regionu Schwalm. Schwalm swą nazwę zawdzięcza rzece o takiej nazwie, która płynie przez Hesję (w tym przez Alsfeld), by wpaść do Eder. Garderoba to tylko część tutejszej kultury Szwalmerów, którzy, skupieni wzdłuż rzeki, mówią swoim wiejskim dialektem i mają własne, charakterystyczne zwyczaje świąteczne.
Czy zatem Czerwony Kapturek był Szwalmerką? I tak, i nie 😉 . Jak wiemy, bracia Grimm swoje baśnie spisali bazując na ustnych przekazach potomków francuskich hugenotów. A opowieść o dziewczynce, babci i złym wilku mieli usłyszeć właśnie niedaleko Alsfeld, gdy przyjechali w odwiedziny do swego brata Emila*. Czyli jednak może zainspirowali się tutejszym folklorem…
Tak przynajmniej twierdzi pani, która chyba najlepiej zna się na tych sprawach, ponieważ prowadzi w Alsfeld Dom Bajek. Zaledwie kilka kroków od ratusza, przy niewielkim zielonym skwerku znajduje się raj dla miłośników baśni i lalek. W ciaśniutkich pokoikach (urok mieszkania w szachulcowym śródmieściu) można pobawić się w odgadywanie tytułów historii, których fragmenty zainscenizowane są na parterze. A zadanie nie jest łatwe, ponieważ bracia Grimm zebrali naprawdę sporo i tylko bardzo popularna część zostaje w pamięci na dłużej. Na piętrach pochodzące z XIX i XX wieku wielkie domy dla lal, bawialnie, sypialnie, kuchnie i salony, pełne filiżanek i talerzyków. To rarytas nie tylko dla kolekcjonerów, ale i tych, którzy wiedzą, że dziecięce zabawki to zwykle odzwierciedlenie czasów i świata, w jakich przyszło żyć dorosłym. I wreszcie, na samej górze, niewielka sala wypełniona krzesłami, wyraźnie przygotowana do wspólnego czytania. Bo książki, jak powiedział kiedyś niedawno zmarły Paweł Szwed, założyciel i redaktor naczelny Wielkiej Litery, są wieczne.
I zanim dzisiejszą opowieść zakończę, dodam jeszcze tylko, że na samym początku zwiedzania, na parterze, jeszcze przy kasie muzeum, nasza gospodyni opowiedziała historię o Kapturku. Aby ją zilustrować, posłużyła się niewielką pacynką. Czerwony kapturek, czerwona spódniczka, biały fartuszek. Dziewczynka idzie do babci. W lesie spotyka złego Wilka. Szast prast, narratorka odwraca pacynkę do góry nogami i ukazuje się Wilk (czyli Czerwony Kapturek po części jest Wilkiem). Ach, mówi Wilk do Kapturka, popatrz dziewczynko, ile tu pięknych kwiatów dookoła. Twoja babcia na pewno bardzo się ucieszy, gdy je dla niej zbierzesz. Dziewczynka posłusznie składa bukiecik, a Wilk sunie do starszej pani. Puk puk, stuka do drzwi, i gdy dostaje się do wewnątrz, szast prast, narratorka odsłania drugą stronę jego pacynkowego pyska (jak u boga Janusa), gdzie ukazuje się Babcia z okularami na nosie i w białym czepku (czyli kukiełkowy Kapturek nie tylko jest po części Wilkiem, ale i Babcią). Aaaaaaach, oczywiście Wilk połyka Babcię i Kapturka, a w finałowej scenie ginie z rąk dzielnego Myśliwego w zielonym mundurze (niestety, Myśliwego multipacynka nie obejmowała, aż żal). Z rozprutego brzucha wyskakują uratowane niewiasty. Happy end.
Jakie to życiowe, myślę jeszcze w trakcie tej opowieści, gdy podobnie jak para Azjatów i niemieckie małżeństwo z nastoletnią córką wydaję okrzyki zdziwienia podczas pacynkowej transformacji Kapturka najpierw w Wilka, a potem w Babcię. Nawet bez takiej ilustracji historia nazywana jest najbardziej prowokacyjną bajką zachodniego świata. Muzealny Kapturkowy coming-out, czyli dziewczynka, która po części okazuje się Wilkiem, tym bardziej niesie w sobie cały kosmos interpretacji.
Bo, że – przy odrobinie szczęścia – Kapturek będzie kiedyś babcią, to chyba wiadomo od zawsze.
Tschuss!
*Emil Ludwig Grimm – jeden z najważniejszych niemieckich rysowników i sztycharzy XIX w., malarz (profesor i pedagog w Akademii Sztuk Pięknych w Kassel); najmłodszy brat Jakuba i Wilhelma Grimmów.
Ważne: o bajkach Grimmów i ich kuszącej wieloznaczności pisałam kilka razy. Zapraszam na przykład tu i tu.
Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.
Zamów książkę →