Mysia Wieża (w Bingen)

piątek, 18.09.2020/Niemcy

Co jest z tymi myszami, że i po jednej, i po drugiej stronie Odry okazują się narzędziem sprawiedliwości? Odpowiednikiem Popiela jest nad Renem biskup Hatto, którego smutną i pozbawioną serca egzystencję zakończyły w zmasowanym ataku właśnie te szare gryzonie. I, zgodnie z legendą, zrobiły to w niewielkiej, acz malowniczej wieży, podobnie jak niedalekie Pfalzgrafenstein (klik) ustawionej w nurtach rzeki.

Hatto odmawiał pomocy ubogim wiernym w okolicy – w bajkach bardzo często w takich przypadkach pojawiają się myszy (naruszenie zasad moralnych). A gdy rzecz dotyczy działań przeciwko własnej rodzinie (vide: Kruszwica), mysi mściciele stają się karzącą szczęką ręką sprawiedliwości. Jeśli przyjmiemy, że głodujący wierni zostali w XVI wieku (wówczas rodzi się wieżowa legenda w Bingen) troszkę na wyrost, jako krajanie, a zatem swoi, podniesienie do kategorii „bliscy jak rodzina”, uzasadniałoby to mysią vendettę.

Na szczęście antropologom przyszli w sukurs językoznawcy i podważyli mysi udział w tragicznym losie biskupa. Mäuseturm, Mysia Wieża, orzekli, nie ma  nic wspólnego z myszami. To chyba jasne, powiedzieli. W średniowiecznym niemieckim czasownik musen oznaczał warować, czuwać, co jest czynnością charakterystyczną dla tych, którzy stróżują w takim miejscu. Keine Mäuse, żadnych myszy.
Ach, Schade, szkoda. A już było tak swojsko.

Podobieństw (nie)Mysiej Wieży do zameczku Pfalzgrafenstein jest więcej. Gdy się lepiej przyjrzeć, charakterystyczny (choć w mniejszej skali) maincraftowy styl i specyficzna lokalizacja w tzw. kolanie Renu (charakterystyczne załamanie linii rzeki – Ren skręca tu dosłownie pod kątem prostym) dają do myślenia uważnym obserwatorom. I tak, nie mylicie się.  Także i tutaj chodziło o pieniądze. Wieża postawiona w XIII wieku na niewielkiej wysepce w wąskim przesmyku służyła pobieraniu opłat przez arcybiskupa Moguncji (Meinz). Spojrzenia niechętnych do uiszczania kierowano na masywne założenia zamkowe na brzegach: z jednej strony bingeński zamek Klopp, z drugiej Ehrenfels (dziś malownicza ruina). Ich uzbrojony wygląd nie pozostawiał wątpliwości i monety z brzękiem wpadały do biskupiego mieszka.

Ren, winnice i zamek Ehrenfels

Wojna trzydziestoletnia zmasakrowała wieżę dokładnie tak, jak większą część Europy. Elegancko odnowiony budynek wrócił w pełnej krasie w wieku XIX. Do renowacji przyczynił się zarówno sam król Fryderyk Wilhelm IV, jak i główny budowniczy osławionej katedry kolońskiej, Ernst Friedrich Zwirner (utalentowany uczeń mojego ukochanego Karla Friedricha Schinkla*).

I podobnie jak w przypadku Pfalzgrafenstein, poszerzenie rzeki w latach 70-ych XX wieku oznaczało dla budynku zasłużoną emeryturę przerywaną blaskiem turystycznych fleszy. 


Bingen, podobnie jak cała dolina środkowego Renu, wpisane jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Bingeńska (nie)Mysia Wieża także. Warto zatrzymać się w tej okolicy na przyjemny weekend z noclegiem, łącząc w czasie takiej wycieczki zwiedzanie obu stron rzeki. Po jednej macie Bingen, jego wille, muzea, ogrody, zamek Klopp (miejsce na doskonałą kawę z widokiem na okolicę) i naturalnie Mysią Wieżę, po drugiej (można przepłynąć promem, też fajnie): Germanię (klik), ostatni klasztor Hildegardy (klik), winnice i butiki Rüdesheim (i kawałek dalej skałę Lorelei (klik)).  A i tu, i tu liczne kafejki i winiarnie. Polecam!

Tschuss!


*więcej do poczytania o Schinklu znajdziesz tutu.

Jeśli czytasz i lubisz to, o czym piszę na blogu, kup moją książkę i wesprzyj mnie w ten sposób jako autorkę. To dla mnie ważne.

Zamów książkę →

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.